W połowie listopada miałem okazję uczestniczyć w pewnej naradzie grupy specjalistów. Chodziło o opracowanie produktu, na który składały się elementy wielu branż. Ponieważ jedna ze specjalistek zrobiła swoją pracę, dając z siebie 30%, a potem tłumaczyła się trudnościami w wygospodarowaniu czasu w poprawki (próbując przesunąć je o pół roku, bo najpierw musi skończyć stare projekty, potem są Święta BN, Sylwester, ferie itp.), padły słowa podobne jak w tytule: „Proszę nam nie opowiadać bajek, my wszyscy tutaj pracujemy po kilkanaście godzin dziennie, to są pieniądze akcjonariuszy, oni czekają na zyski”. Autorką tekstu była kobieta młodsza ode mnie o 4-5 lat. Zaraz zawtórowała jej prowadząca (po pięćdziesiątce). Nie odezwałem się, ale w głowie kiełkował mi pomysł na ten tekst.
Co stało się, iż całkiem niegłupi ludzie, specjaliści, poświęcają na pracę kilkanaście godzin dziennie, przez 40 lat, od studiów do emerytury? A wcześniej jeszcze uczą się 17-20 lat w podobnym wymiarze. Składa się na to kilka kłamstw, powtarzanych przez pokolenia.
Kłamstwo 1. Sukces wymaga pracy po kilkanaście godzin dziennie. Pisałem o tym wiele razy – zupełnie tak nie jest. Jeden z moich ulubionych vlogerów (profil „Na skraju gaju”) poświęcił temu dłuższe nagranie. Streszczając je do minimum: wszystko zależy od tego, jak definiujemy sukces. jeżeli jako zarobienie dużych pieniędzy – decydują predyspozycje, kontakty, kapitał, nie ciężka praca. Junior w korpo pracuje znacznie ciężej niż jednoprocentowy akcjonariusz i zarabia mniej. A może – jako pozycję zawodową? W tym punkcie też wyprzedzą nas zdolniejsi, lepiej ustawieni (wystarczy przejść się po dowolnym uniwersytecie, klinice itp.). Mój kumpel, rąbiąc po 10 godzin dziennie, 6 dni w tygodniu, choćby nie zbliżył się do pozycji zarządzającego. W rzeczywistości, pomijając kasę, znajomości, układy, często znacznie ważniejsza niż ciężka praca, okazuje się zdolność do kombinowania. Wie o tym każdy doświadczony korposzczur. A w wielu definicjach sukcesu (udana rodzina, równowaga) taki tryb życia po prostu się nie mieści. Na koniec, po pewnym czasie efektywność spada i zaczynają się kłopoty ze zdrowiem.
Kłamstwo 2. Wszyscy tak robią. Doprawdy? Wystarczy wyskoczyć z bańki na kilka dni, biorąc urlop i przejść się po galerii między 9 a 17. Tłum ludzi. W markecie budowlanym – podobnie, i wcale nie noszą strojów roboczych (czytaj: nie są tu służbowo). Jak to możliwe? Istnieje wiele systemów pracy, nie tylko „9 to 5”. Są samozatrudnieni, freelancerzy, lenie, obiboki na L4, wybierający 3m pracy, 9m wolnego, pracujący 2 tygodnie w Norwegii i wracający na 2 tygodnie do Polski, drugozmianowcy, długo mógłbym wymieniać. Na koniec – zwykli lenie, królowe na zasiłkach, alkoholowi renciści, rentierzy-próżniacy, dziedzice, landlordowie itp. Na nich wszystkich pracuje (a choćby zapieprza) cała (albo prawie cała) klasa średnia. Ktoś musi płacić podatki. Tak się składa, iż pani specjalistka besztająca drugą panią specjalistkę, ponosi koszt tego wszystkiego. Co więcej, im ciężej pracuje, tym obciążenie rośnie (kwotowo, a często i procentowo). Proponuję wyjść z kokonu klasy średniej.
Kłamstwo 3. Pracując mniej, grozi nam deklasacją. Badano metodami naukowymi lęki klasy średniej. Najpoważniejszy dotyczył spadku do klasy niższej. Wtedy ten czy ów musiałby wykonywać zajęcia mniej wyszukane, skomplikowane, albo zwyczajnie pracować fizycznie. Dzieci stracą pozycję socjoekonomiczną, garnitur zawiśnie w szafie, odpadną prywatne szkoły i pakiety medyczne (nikt nie oferuje ich np. glazurnikowi). Przerażające. Tyle, iż nieprawdziwe. Klasa wyższa nie pracuje aż tyle (albo i wcale) i nikt jej nie zrzuca z piedestału. W rzeczywistości nie chodzi bowiem o ilość pracy, ale o zarobki. I tak, po przeanalizowaniu kłamstw, dochodzimy do sedna – jak uniknąć takiego zapierdolu.
Trzeba mieć pieniądze bez pracy, albo z mniej intensywnej pracy. Można to zrobić na kilka sposobów.
Sposób 1. Oszczędny milioner. Tak, to o mnie. Ciężko pracować do pewnego momentu, aż zarobki z kapitału (stworzonego z zaoszczędzonej i zainwestowanej drugiej pensji) wyrównają przyszłe ubytki. Dlatego, iż posiadam inwestycje, mogłem uśmiechać się w duchu na naradzie. Pozostali przez cały czas udowadniali swoją przydatność, biorąc pracę na weekend (o czym wprost mówili), siedząc po godzinach. Wszystko, żeby przynieść do domu te 15-20k na wysokie koszty statusowego życia. Ponieważ, przed czym ostrzegał Robert Kiyosaki, pensja specjalisty zależy do liczby przepracowanych godzin, ta pani musi zwiększać ilość pracy, zamiast korzystać ze skalowania lub kapitału. Dlatego ona w ten piątek (bo był to weekendu początek) dziobała do 18 a ja, skończyłem pracę o 14.30, wsiadłem w auto i pojechałem do Nałęczowa na odczyt, picie leczniczej wody i spacer po miasteczku. Pomimo tego, zarobiliśmy tyle samo. Ona ciężką pracą, a ja pracą i kapitałem.
Sposób 2. Wysoki procent oszczędności za młodu. Podstawa ruchu FIRE – odkładać 70% pensji. Jak zauważyłem w polemikach z Wami, wymaga to albo wysokich poborów przed 30-tką (IT, banki itd.) albo drastycznych oszczędności (życie za grosze). W praktyce dla 1-10%.
Sposób 3. Zwiększenie zwrotu z inwestycji. Krótko mówiąc – gramy wysoko, jedziemy po bandzie, tolerujemy spore ryzyko. W okresie 20 lat wygląda to następująco. Przeciętny przedstawiciel klasy średniej odkłada 1500 zł/m-c (10% zarobków rodziny) i lokuje je na 5%. Po 20 latach ma 620 tys. zł. Co robi agresywny ryzykant? Zwiększa tolerancję na straty, ale zarabia 10%. Nagle, odkładając tyle samo, dochodzi po 20 latach do 1,15 mln zł. Gdyby dociągnął do 18% (podwojenie kapitału co 4 lata, poziom Warrena Buffeta) przy identycznym zaangażowaniu (1500 zł/m-c) i czasie (dwie dekady), uzbiera aż 3,5 mln zł. A każdy z tej trójki (pięcioprocentowiec, dziesięcioprocentowiec, osiemnastoprocentowiec) zainwestował tyle samo – wpłacił 360 tys. zł.
Niezależnie od tego, co się wydarzy, możemy mieć ponad milion oszczędności (kapitału) w ciągu 20 lat. W praktyce – w okolicach 40-tki. A taka kwota, da nam 6-8 tys. zł/m-c dodatkowego przychodu. Przeliczając na zarobki klasy średniej (w zależności od miejsca zamieszkania, liczby pracujących rodzin oraz dolnej lub górnej granicy naszej grupy wynoszą one 40-150 zł/godzinę netto), pozwoli uniknąć od 10 do 40 godzin pracy tygodniowo i zachować ten sam poziom zarobków. Sporo.
Jak do tego doszedłem? Skoro przeciętne gospodarstwo trzyosobowe klasy średniej ma dochód od ok. 6 do ok. 20k netto, a żyje za 4.5-18 tys. zł, uzyskanie 6-8k z kapitału nie pozwala porzucić pracy (albowiem wtedy większości zabraknie kasy), ale nie ma potrzeby zarzynania się nią. Wystarczą dwa spokojne etaty (np. 7+5k lub choćby 5+5k) oraz te zyski kapitałowe. Panie opisujące pracę po kilkanaście godzin (czyli właśnie dodatkowe 10-40 godzin w tygodniu), musiały nie być świadome możliwości. Wy już wiecie. I wcale nie trzeba w tym celu żyć jak mnich.






![[Przypominajka] Kończą się październikowe promocje – można zyskać ponad 7000 zł premii! Sprawdź…](https://zarabiajnabankach.pl/wp-content/uploads/2025/09/Santander-Konto-Santander-z-premia-800-zl.jpg)


