W ostatnich 10 latach sieci społecznościowe zalała fala coachingu (pop-psychologii), której głównym kołem napędowym są listy rzeczy do zrobienia w określonym wieku. Popatrzmy, jak wygląda taka lista dla 40-latków.
- Przebiec maraton.
- Odwiedzić Chiny (w wersji buddyjsko-uduchowionej: Indie)
- Przejechać na rowerze od Tatr do morza (w wersji religijnej – pójść do Santiago de Compostela).
Podobno te czynności sprawią, iż osiągniesz szczęście. A sprawią? Gdzie tam. o ile jesteś typowym wytworem sieci social mediów, z wysokim poziomem lęku, zastanawiającym się regularnie „czy jesteś wystarczająco dobry” zarówno maraton, jak i Chiny czy wyprawa rowerowa nie poprawią sytuacji ani na jotę. Po prostu staniesz się nieszczęśliwym człowiekiem, który:
- Przebiegł maraton.
- Odwiedził Chiny/Indie.
- Przejechał na rowerze od Tatr do morza/przeszedł drogę do Santiago de Compostela.
Tyle. Dlaczego? Ponieważ, kiedy wykonasz te wszystkie kroki, social media podsuną Ci kolejne, w wyścigu o lajki, który nie ma końca. Po maratonie pojawi się triatlon, po Chinach, Tajlandia lub Brazylia, a Polskę zastąpi przejazd włoskich przełęczy. Co zatem faktycznie powinieneś zrobić po 40-tce? Parę rzeczy, nie dających może gwarancji szczęścia, ale zapewniających spokojniejszy sen i redukcję lęków. A oto krótka lista:
- Spłacić kredyt hipoteczny (i inne kredyty).
- Rozpocząć oszczędzanie na emeryturę.
- Zgromadzić fundusz awaryjny w wysokości 12-miesięcznych dochodów.
Czy wiesz o tym, iż większość moich rówieśników z wielkich miast (czyli 50-latków) nie odhaczyła choćby dwóch punktów z tej listy. Teraz czas opisać, co zmienią w Twoim życiu.
Spłacenie kredytu hipotecznego (i innych kredytów). Uwolnienie się od kredytów, współczesnej wersji niewolnictwa („Nie zwolnię się z beznadziejnej pracy, bo z czego zapłacę kolejną ratę?”) stanowi krok milowy współczesnego wielkomiejskiego przedstawiciela klasy średniej. jeżeli masz 40 lat, najprawdopodobniej, zostałeś spętany hipoteką ok. 4-10 lat temu. Zostało Ci do spłacania ok. 20-26 lat według harmonogramu i 300 tys. zł. Czas wziąć byka za rogi i opracować 10-letni plan zlikwidowania kamienia młyńskiego u Twojej szyi. Powstanie o tym odrębny wpis, dzisiaj skupiam się na aspekcie psychologicznym. Uwolnienie się od kredytów, czyni wolnym. Zaniesienie ostatniej raty do banku, wygląda jak rytuał oczyszczający. Nie jesteś nic winien. Wspaniale. Możesz dokonywać wyborów, nie patrząc, z perspektywy dłużnika. Wreszcie, te tysiące nie wypływają co miesiąc z Twojej kieszeni. Piękna rzecz.
Rozpocząć oszczędzanie na emeryturę. W dniu czterdziestych urodzin, perspektywa emerytury rysuje się znacznie wyraźniej niż po 30-tce. Może nie widzisz jej tuż, tuż, ale wystarczająco blisko, by o niej myśleć. Zacznij więc oszczędzać. Na blogu edukuję od lat – państwowe świadczenie wystarczy na zaspokojenie głodu i opłaty. Na nic więcej. Trzeba mieć ekstra pieniądze: na lekarzy, samochód, podróże, hobby. Da się je zarobić, o ile zaczniemy oszczędzać. Co proponuję? Po pierwsze zapisanie się do PPK u swojego pracodawcy, a w zasadzie niewypisanie się. Finansowe skutki tego kroku, nie zapewnią nam starości pod palmami, ale pozwolą uniknąć biedy. Ważna sprawa. jeżeli wszystko pójdzie dobrze, dostaniesz sporo więcej niż wpłaciłeś. Np. z odprowadzanych przez 25 lat, dzisiejszych 200 zł/m-c (2% z 10.000 zł), zrobi się 500 zł świadczenia przez 12 lat (czyli do średniego okresu życia mężczyzny). Gdybyś zaczął wcześniej (jako 30-latek), byłoby jeszcze ciekawiej, ale lepiej późno niż wcale. Drugi sposób, który polecam, nazywa się IKZE. Na blogu sporo o nim pisałem. Oferuje widoczne korzyści podatkowe (ulgę) oraz, o ile dobrze wybierzesz, interesujące stopy zwrotu. W praktyce z 500 zł/m-c, w dniu przejścia na emeryturę (po 25 latach), dasz radę wycisnąć kilkaset tysięcy złotych. Stosując regułę 4% – 1600 zł do państwowego świadczenia.
`Zgromadzić fundusz awaryjny w wysokości 12-miesięcznych dochodów. Kolejny plaster na duszę ludzi lubiących się zamartwiać. Z taką poduszką finansową, śpisz spokojnie. Nie boisz się ani zwolnienia z pracy, ani naprawy samochodu, ani większości katastrof, które potrafi wymyślać Twój umysł. Już jest nieźle. W niepewnych czasach 70-80 tys. zł oszczędności, daje komfort, jakiego nie ma większość Twoich rówieśników. Masz czas usiąść i pomyśleć na spokojnie. Zgromadzenie funduszu awaryjnego zajmie Ci pewnie kilka lat, ale każda wpłata zwróci się dziesięciokrotnie w zdrowym śnie i pełnym luzie. Uwierz mi, sam mam taką poduszkę.









