Dom na wsi w grudniu. Plan i realizacja.

oszczednymilioner.pl 5 dni temu

Pomimo iż w tym sezonie nie udało mi się wykonać większości zaplanowanych prac remontowych, postanowiłem znacznie wydłużyć sezon, spędzając tam czas również w zimie. Wiązało się to z nocowaniem na wsi przynajmniej raz w tygodniu oraz szeregiem niedogodności.

Dojazd. Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził – tak chciałoby się powiedzieć. Listopad, grudzień stanowią najgorsze miesiące, jeżeli bierzemy pod uwagę: błoto, krótki dzień, a zatem i czas dojazdu. Niby różnica jest niewielka (5 minut, bo trzeba zwalniać na mokrych liściach i z powodu gorszej widoczności), ale komfort dojazdu spada. Koszt dojazdu wyglądał obiecująco – elektryczny Hyundai Kona, ładowany z gniazdka w garażu kosztował mnie…. 0 zł (na paliwo).

Temperatura. Zarówno w domu, jak i na zewnątrz. Żeby utrzymać te 18-20 st. C w najważniejszych pomieszczeniach (salon, sypialnia, łazienka) mam generalnie trzy wyjścia:

  • zostawić włączone na stałe ogrzewanie elektryczne (piec z wkładką, grzejnik nadmuchowy, klimatyzator rewersyjny) na poziomie 16-17 st. C, a łazienkę dogrzewać doraźnie,
  • starać się nie dopuszczać do spadków temperatury poniżej 10-12 st. C, a po przyjeździe włączać wszystko na full i nagrzewać jak najszybciej,
  • dojeżdżać popołudniami i grzać/przepalać w tygodniu,
  • przestroić całe ogrzewanie na zdalnie sterowane.

Wybrałem drugą opcję. Pierwsza kosztowałaby zbyt wiele (300-500 KWh na tydzień), trzecia oznaczałaby ogromną stratę czasu (przyjechanie o 16.10, grzanie 4-5 godzin i powrót), wyłączała mnie z życia zawodowego i rodzinnego. Czwarta wymagałaby inwestycji – w zdalnie sterowane urządzenia (ew. gniazdka z programatorem).

Gdybym jednak zdecydował się na stałe zamieszkanie, musiałbym jakoś rozwiązać problem – wyważając pomiędzy kosztami i czasem. Niewątpliwie bez ocieplenia, mieszkanie tam, połączone z wyjazdem na 8-10 godzin, pozbawione jest sensu. O ile jeszcze w październiku/listopadzie udawało się utrzymywać 20 stopni C w salonie (a 23 stopnie C w położonej nad nim sypialni), o tyle przy stałej temperaturze 0-5 st.C na zewnątrz, szans nie było. Główny powód? Wyjazdy i sen. Pracując, grzałem (w tym zbyt małym kominkiem) od 16.10 do 22.00, oraz od 5.00 do 6.30 czyli niecałe 8 godzin z 22. Gdybym siedział na miejscu, proporcje uległyby zmianie (16 godzin grzania, 8 godzin wygaszonego paleniska). Spaliłbym tylko całe drewno.

Depresyjność. Osobiście nie uzależniam samopoczucia od pory roku i długości dnia. Nie miałem nigdy tak, iż jak miłość to na wiosnę, a w listopadzie – siądź i płacz. Niektórzy jednak odbierają zmiany pór roku.

Plan. Mając te wszystkie okoliczności, zaplanowałem nocleg na miejscu raz w tygodniu – od czwartku po południu, do piątku wieczorem.

Realizacja. W praktyce wyszło nieco inaczej. Nie dałem rady ignorować dłużej mojej astmy. Starałem się rzetelnie brać leki, ale wspomóc je metodami naturalnymi czyli wizytą w uzdrowisku, piciem wody leczniczej (teraz Nałęczów kojarzy się wyłącznie z sercem, ale kiedyś leczono tam także astmę – służyło temu źródło Celińskiego), ćwiczeniami oddechowymi, roślinami (bluszczyk kurdybanek, napar z sosny), spalaniem gałęzi świerka, inhalacjami z soli jodowo-bramkowej (rozszerza oskrzela).

W ciągu tych pojedynczych dni ograniczyłem powierzchnię grzaną do 2 pokoi i łazienki. Sypialnię da się dogrzać z 10 st. C do 20 st. C w 2-3 godziny, czyli w sam raz przed snem. Łazienka potrzebuje 20 minut (2 KWh na 7m2), a największy problem miałem z salonem. Dlaczego? Otóż, to wielkie pomieszczenie (prawie 40 m2 i 3,5 m wysokości), ma 2 ściany zewnętrzne i pozostałe dwie graniczące z pomieszczeniami nieogrzewanymi (korytarz, dolna sypialnia plus część domu należąca do moich kuzynek) – straty ciepła ogromne. Do tego kamienna podłoga. W czasie, gdy ściany schłodziły się do 10 st. C, a na zewnątrz panują +2 st. C, do szybkiego podnoszenia temperatury służył piec podgrzewany elektrycznie (3 KWh, ale tylna ściana była w sypialni), nadmuchowa farelka (2 kWh) i ten mały kominek (4 KWh – z rurą doprowadzającą ciepłe powietrze do sypialni na piętrze) – w sumie efektywne 7 KWh. Z 10 st. C do 20 St. C w 6-7 godzin. Krótko mówiąc, przyjeżdżając o 16.10 miałbym zimno przez całe popołudnie. Pozostało mi jedno – wyjeżdżając – zostawiać 1 KWh włączone w piecu, co dawało efekt podtrzymania temperatury. Dzięki temu zamiast 10 st. C przy powrocie, miałem 15-16 st. C. i wtedy te 2-3 stopnie podbijałem w godzinę (piec nie rozgrzewał się od 0, a farelka robiła swoje).

Dojazdy, pomimo deszczy, skutkowały tylko brudnym samochodem. Opady śniegu, które pojawiły się jednego dnia (20 listopada od rana), szczęśliwie rozjechał i ubił mój sąsiad (ja pojawiłem się po południu, on wyjeżdżał w ciągu dnia). Potem uruchomiłem glebogryzarkę z pługiem i dojechałem do domu.

Idź do oryginalnego materiału