Domagają się koszenia traw. Samorządy tłumaczą, dlaczego robią to rzadziej

10 godzin temu
Zdjęcie: Wydarzenia 24


Mieszkańcy dużych miast domagają się częstszego koszenia traw, ale regularnie proszą też o ograniczenie tych czynności. Tymczasem pandemia i susze zmieniły podejście samorządów do zieleni miejskiej. Coraz więcej terenów na stałe wyłączają z koszenia. Pytamy, ile rokrocznie wydają na koszenie.


Jak często duże miasta koszą trawniki? Ile wydają na tego typu prace? Jak odpowiadają na skrajne apele mieszkańców? Z tymi pytaniami zwróciliśmy się do władz największych samorządów w kraju.


Czy Polacy chcą częstszego koszenia traw? "Otrzymujemy takie sygnały"


Pierwsze koszenia zakończyły się już w większości największych miasta w Polsce. Jak co roku, nie obyło się bez skrajnych opinii mieszkańców i petycji do władz poszczególnych miast w sprawie koszenia traw. A o co najczęściej prosimy lokalne władze w tym kontekście?


- Otrzymujemy sygnały od mieszkańców zarówno dotyczące zwiększenia, jak i zmniejszenia częstotliwości koszenia trawników w mieście - mówi Interii Biznes Joanna Żabierek rzecznik prasowy Prezydenta Poznania i Urzędu Miasta.Reklama


I to właśnie odpowiedź, którą można przypisać większości zapytanych przez nas samorządów. Motywacje są różne. Część osób wręcz żąda częstszego koszenia trawników:
"Kiedy będzie jakieś koszenie? Niedługo trawa wejdzie mi na balkon" - czytamy w poście na Facebooku kobiety mieszkającej na parterze."Czy nasz plac zabaw nie mógłby być w końcu skoszony?" - pyta retorycznie inny użytkownik Facebooka, który sugeruje, iż 10-centrymetrowa trawa to siedlisko kleszczy.
Nadal częste są jednak również obrazy operatorów kosiarek, którzy koszą suchą ziemię lub trawę zasypaną śniegiem, co wywołuje przeciwnie skrajne emocje. Są jednak wyjątki od reguły:
"Obecnie częściej pojawiają się uwagi, iż coś jest niepotrzebnie skoszone. Proporcje się odwróciły, więc apeli o koszenie jest znacznie mniej, ale są, były i prawdopodobnie będą" - czytamy w przesłanej do nas odpowiedzi Zarządu Zieleni Miejskiej (ZZM) we Wrocławiu.
Większość władz samorządowych deklaruje, iż stara się wypośrodkować swoje reakcje na skrajne oczekiwania mieszkańców.


Samorządy ograniczają koszenie, walczą z upałami


Ostatnie lata to czas intensywnych zmian klimatu, które w naszym kraju objawiają się wzrostem średniej temperatury, obniżeniem liczby dni z pokrywą śnieżną czy przedłużającymi się okresami bez opadów, co rokrocznie pogłębia problem suszy w całym kraju. To jeden z powodów, dla którego większość dużych samorządów w Polsce ogranicza koszenie w ostatnich latach:


"Od kilku lat, podobnie jak inne miasta, zmniejszamy sukcesywnie liczbę koszeń do dwóch rocznie, wiosną i jesienią. W wyjątkowych przypadkach i konkretnych lokalizacjach, gdy ważne jest utrzymanie odpowiedniej widoczności, przeprowadzamy dodatkowe trzecie koszenie" - przekazuje Interii Biznes Malwina Kaczor z Zarządu Zieleni Miejskiej w Katowicach.
W Lublinie ZZM monitoruje przyrost trawy i warunki pogodowe, a w Bydgoszczy to pandemia zmieniła dotychczasowe przyzwyczajenia:
"W roku 2020, podczas pandemii, nastąpiło znaczne opóźnienie pierwszego koszenia i od tego czasu stopniowo krotność koszenia w Bydgoszczy została zmniejszona maksymalnie do trzech razu w roku. Ograniczona została także powierzchnia poddawana regularnemu koszeniu" - tłumaczy nam Marta Stachowiak, rzecznik prasowy Prezydenta Miasta Urząd Miasta Bydgoszczy.
Zarządy Zieleni Miejskiej dodają, iż głównym powodem ograniczenia częstotliwości koszenia jest potrzeba zatrzymywania wilgoci w glebie, tworzenia korzystnych warunków dla dzikich zapylaczy. Samorządy chcą w ten sposób przeciwdziałaniem zjawisku tzw. betonozy.
Przeczytaj w Interii: Nowe "Czyste Powietrze". Wyższe limity dochodów i operator do pomocy
"Ze względu na panujące w minionych latach warunki pogodowe oraz w trosce o środowisko zmniejsza się częstotliwości koszenia traw na terenie miasta, koszenie pierwsze jest opóźnione - nie kosimy w marcu, kwietniu" - przekazuje nam Adam Leszczyński, Rzecznik Prasowy Urząd Miasta Opola.


W tych miejscach nie koszą w ogóle


Zielonogórski urząd miasta w przesłanej nam informacji przekazuje także listę miejsc, które wyłączone są z koszenia lub gdzie koszenie odbywa się maksymalnie raz w roku. To m.in. stołówki dla zwierząt i łąki miododajne opatrzone tabliczkami:
"Stołówka dla zwierząt, nie kosimy""Łąka miododajna - nie kosimy, pszczoły żywimy"
Tego typu tablice informacyjne znajdziemy także w Gliwicach, Gdańsku, Katowicach, Lublinie, Świdniku, Nowej Soli czy Elblągu. Z koszenia samorządy wykluczają także inne tereny:
szerokie pasy zieleni przyulicznej, skarpy, pasy rozdzielające jezdnie.
Choćby Lublin planuje w 2025 roku wyłączyć z koszenia ponad 106 ha trawników.


Tyle kosztuje koszenie traw w Polsce


Koszenie traw, grabienie liści, przycinanie i pielenie roślin - to najczęstsze czynności, które finansowane są z budżetu władz samorządowych. Jak przekazują nas władze największych miast, w 2025 roku na utrzymanie zieleni miejskiej samorządy przeznaczą:
6 mln zł w Olsztynie - koszenie, pielenie i cięcie roślin;3 mln zł w Katowicach - koszenie traw;8,4 mln zł w Lublinie - koszenie i inne czynności;1,3 mln zł w Bydgoszczy - koszenie traw;2 mln zł w Poznaniu - koszenie traw;9,8 mln zł w Krakowie.
Tak duże wahania w wydatkach na koszenie terenów miejskich wynikają z różnej częstotliwości koszenia i zakresu prac. Niektóre samorządy kosić muszą około 500 ha zieleni, inne ponad 3 tys. ha trawników.
Agnieszka Maciuła-Ziomek
Idź do oryginalnego materiału