Escort 335, czyli jak Ursus C-335 trafił do Indii i… wrócił do Polski

3 godzin temu

W historii techniki rolniczej bywają konstrukcje, które żyją własnym życiem. Jedne rodzą się lokalnie i tam kończą karierę, inne wędrują po świecie, zmieniają nazwy, kolory i tabliczki znamionowe, ale w środku wciąż bije to samo mechaniczne serce. Oto Escort 335, wcielenie Ursusa C-335.

Taką właśnie historię ma Escort 335 – ciągnik, który dla wielu polskich rolników wygląda znajomo, brzmi znajomo i… pracuje znajomo. I nie bez powodu.

Mówiąc wprost, indyjski Escort 335 to nic innego jak daleki potomek Ursusa C-335, ciągnika, którego większość polskich rolników… nigdy oficjalnie nie mogła kupić. Ale dlaczego?

Ursus C-335 – ciągnik „nie dla Polaka”

Zacznijmy od rzeczy, która dziś brzmi niemal absurdalnie. Ursus C-335 był ciągnikiem produkowanym głównie na eksport, mimo iż technicznie idealnie pasowałby do polskich realiów lat 70. i 80. Był to wzmocniony wariant dobrze znanego C-330:

  • ten sam, legendarny dwucylindrowy silnik S-312C,
  • ta sama filozofia: prostota, moment z dołu, odporność na przeciążenia,
  • ale większa moc – około 35 KM, uzyskana dzięki zmianom w osprzęcie i regulacji.

Na krajowym rynku królował C-330, a C-335 jechał w świat: do Afryki, Azji, Ameryki Południowej. I właśnie tam, na początku lat 60., na polski ciągnik spojrzeli bardzo uważnie… Hindusi.

Ursus C-335, źródło: “Głos Ursusa”; www.retrotraktor.pl, CC0, via Wikimedia Commons

Dlaczego Indie zakupiły licencję od Ursusa?

Indie lat 60. to kraj w trakcie gwałtownej modernizacji rolnictwa. Miliony małych gospodarstw, trudny klimat, niska jakość paliw, brak zaplecza serwisowego i jedno podstawowe pytanie: jaki ciągnik da się produkować masowo, tanio i naprawiać młotkiem oraz kluczem 22?

Zachodnie konstrukcje były:

  • zbyt drogie,
  • zbyt skomplikowane,
  • zbyt wrażliwe na paliwo i kurz.

Ursus natomiast oferował coś idealnego:

  • prostą konstrukcję,
  • sprawdzony silnik,
  • brak „delikatnej” hydrauliki,
  • odporność na zaniedbania.

Dlatego indyjska firma Escorts Limited zdecydowała się na zakup licencji i dokumentacji technicznej Ursusa, rozpoczynając jedną z najciekawszych historii transferu technologii w rolnictwie. No a na pewno w polskim.

Jaki Ursus trafił do Indii? Od czego to się zaczęło

Wbrew obiegowym opiniom, do Indii nie trafił dokładnie C-330. Podstawą licencji były wcześniejsze konstrukcje z rodziny C-325 / C-328, a później rozwiązania zastosowane w eksportowych odmianach C-335. Czyli:

  • 2-cylindrowy diesel chłodzony cieczą,
  • skrzynia 6+2,
  • napęd 2WD,
  • WOM 540,
  • absolutne minimum elektryki.

Był to Ursus w wersji „surowej”, idealny do dalszego rozwijania w trudnych warunkach.

Co dokładnie dostał Escorts Limited od Ursusa?

Licencja nie była luźną inspiracją, tylko pełnoprawnym transferem technologii. Escorts otrzymał:

  • dokumentację konstrukcyjną silnika i układu napędowego,
  • rozwiązania skrzyni biegów i tylnego mostu,
  • know-how produkcyjne i montażowe,
  • możliwość lokalnej adaptacji konstrukcji.

Innymi słowy: Ursus nauczył Indie, jak zrobić ciągnik. A Indie bardzo gwałtownie nauczyły się, jak go… uprościć jeszcze bardziej.

Pierwszy indyjski „Ursus” – jak wyglądał w praktyce?

Pierwsze ciągniki Escorts z lat 60. i 70. były do bólu ursusowskie:

  • dwucylindrowe, głośne,
  • wolnoobrotowe silniki,
  • palące wszystko, co dało się nazwać olejem napędowym,
  • bez finezji, ale z ogromną odpornością.

Jednak miały pewne różnice, bo klimat zrobił swoje:

  • większe chłodnice,
  • potężne filtry powietrza (pył!),
  • grubsze odlewy kosztem jakości stali,
  • uproszczona instalacja elektryczna.

To był Ursus przystosowany do 40 stopni w cieniu i pracy bez serwisu przez rok.

Escort 335 pracujący w Indiach. Ze względu na warunki klimatyczne ciągnik wymagał pewnych modyfikacji w stosunku do pierwowzoru. Na zdjęciu widoczny charakterystyczny monocyklon, źródło: https://www.pexels.com/

Jak z Ursusa zrobił się Escort?

W kolejnych dekadach Escorts poważnie modernizował konstrukcję:

  • zwiększał moce silników,
  • wzmacniał skrzynie biegów,
  • zmieniał osprzęt,
  • poprawiał hydraulikę,
  • dostosowywał ergonomię do lokalnych potrzeb.

Ale filozofia konstrukcji pozostała ta sama: Dwucylindrowy diesel, prosty napęd, ciągnik, który ma ciągnąć, a nie imponować folderem reklamowym.

Gdzie w tym wszystkim jest Escort 335? czyli jak polski „eksportowy” Ursus pojechał do Indii, dojrzał w tropikach i… wrócił do Polski

No właśnie tutaj. Escort 335 to wnuk Ursusa C-335, nie kopia, nie klon, ale efekt kilkudziesięciu lat ewolucji tej samej szkoły konstrukcyjnej. Ma:

  • około 35 KM,
  • charakterystykę momentu niemal identyczną jak w C-335,
  • podobne reakcje na obciążenie,
  • ten sam „ursusowy” sposób pracy: powoli, ale nie do zdarcia.

Dlaczego w Polsce Escort 335 „wydaje się znajomy”?

Bo:

  • brzmi jak C-330,
  • kopci jak C-330,
  • rusza z miejsca jak C-330,
  • przeciążony… dalej jedzie jak C-330.

Różnica jest taka, iż to Ursus wychowany w Indiach – uproszczony, odchudzony, czasem z nieco gorszych materiałów, ale zaskakująco odporny.

Wnuk Ursusa wraca do domu

I tu historia zatacza koło.

Po latach Escort 335 wrócił do Polski, produkowany już w naszym kraju w zakładach powiązanych z Farmtrac i Escorts. Polski rolnik mógł kupić ciągnik, który:

  • konstrukcyjnie wywodzi się z Ursusa,
  • powstał dzięki polskiej myśli technicznej,
  • dojrzał w Indiach,
  • i wrócił pod polskie stodoły pod obcą nazwą.

Koło historii mechanizacji rolnictwa obróciło się dokładnie o 360 stopni.

Reinkarnacja Ursusa C-335

Escort 335 to nie „indyjski wynalazek”. Posługując się hinduskimi wierzeniami, można powiedzieć, iż to swoista reinkarnacja C-335. Maszyna odrodzona w nowym ciele, choć adekwatnie w konstrukcji, ale tak po naszemu to:

  • mechaniczny potomek Ursusa,
  • dowód, iż polska myśl techniczna miała globalne znaczenie,
  • przykład, jak dobra konstrukcja potrafi żyć przez dekady.

Jeśli więc ktoś mówi, iż Escort 335 „jest jak C-330”, to…
ma rację, tylko nie zna całej historii.

Idź do oryginalnego materiału