Gigantyczny dług Polski. "Trzeba bić na alarm"

7 godzin temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


Koszty obsługi długu publicznego Polski poszybowały do rekordowo wysokich poziomów. Eksperci wskazują, iż wzrost wydatków o charakterze społecznym to efekt nieprzerwanej kampanii wyborczej - pisze czwartkowa "Rzeczpospolita". Politycy obiecują, a budżet państwa jest coraz bardziej napięty. "Już dziś trzeba bić na alarm" - mówi w rozmowie z dziennikiem ekonomista.


Jak informuje dziennik, wydatki na obsługę długu, czyli głównie odsetki wypłacone posiadaczom obligacji skarbowych, wyniosły w całym sektorze finansów publicznych około 80,2 mld zł w 2024 r. - wynika z danych Eurostatu. To o 13 proc. więcej niż w 2023 r., ale aż 2,5 raza więcej niż przed pandemią czy przed wybuchem wojny w Ukrainie. Jeszcze w 2019 r. czy choćby w 2021 r. obsługa długu kosztowała Polskę 30 mld zł.
Dla porównania - choćby na największy program socjalny, czyli świadczenie 800 plus, państwo polskie wydaje znacznie mniej, bo 65 mld zł w skali roku.Reklama


Polska w pierwszej dziesiątce państw UE z najwyższymi kosztami obsługi długu w relacji do PKB


"Rz" zwraca uwagę na jeszcze jedno niepokojące zjawisko - Polska znalazła się w pierwszej dziesiątce państw UE, które ponoszą największe koszty obsługi długu w relacji do wielkości gospodarki. "U nas wskaźnik ten wyniósł 2,2 proc. PKB w 2024 r., co dało nam siódme miejsce. Co gorsza, znaleźliśmy się w gronie państw, gdzie poziom zadłużenia w relacji do PKB jest najwyższy (w niektórych przekracza choćby 100 proc. PKB), chociaż w Polsce to wciąż poniżej 60 proc. PKB. Świadczy to o tym, iż obsługa długu kosztuje nas relatywnie więcej niż np. Francję czy Włochy".
"Ten duży wzrost wynika przede wszystkim z gwałtownego przyrostu zadłużenia finansów publicznych. Na koniec 2024 r. nasz dług przekraczał już 2 bln zł. To o 320 mld zł więcej niż rok wcześniej i aż o prawie 970 mld zł więcej niż pięć lat temu" - czytamy w gazecie.


Politycy wciąż coś obiecują, a budżet ledwo zipie


W rozmowie z dziennikiem Piotr Bujak, główny ekonomistka banku PKO BP, tłumaczy, iż na finanse państwa wywierana jest presja z różnych stron. "Dług rośnie choćby ze względu na konieczność potężnych wydatków na obronność czy na łagodzenie skutków kryzysu energetycznego, z czym mamy do czynienia od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę. Do tego pewnego wysiłku fiskalnego wymaga pełne wykorzystanie fundusze UE, a trwająca niemal nieprzerwanie od kilku lat kampania wyborcza przynosi wzrost wydatków o charakterze społecznym" - wyjaśnia.


Przypomnijmy, iż np. realizacja obietnicy wyborczej Platformy Obywatelskiej o wprowadzeniu tzw. babciowego - według informacji na stronie resortu rodziny, pracy i polityki społecznej - w 2025 r. ma kosztować budżet państwa ok. 9 mld zł. "Świadczenia "aktywny rodzic" oraz koszt obsługi tych świadczeń przez ZUS będą finansowane z budżetu państwa oraz ze środków Funduszu Pracy. Szacuje się, iż w pierwszym pełnym roku obowiązywania ustawy (2025 r.) wydatki na jej realizację wyniosą 8,975 mld zł" - napisało MRPiPS.
Wybory parlamentarne czy prezydenckie nieodłącznie wiążą się ze składaniem obietnic. Ostatnio przed drugą turą wyborów prezydenta w Polsce powrócił temat zwiększenia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł - to również sztandarowa obietnica Donalda Tuska z 2023 r. Jednak, jak mówił niedawno wiceminister finansów Jarosław Neneman, taki ruch kosztowałby 55,9 mld zł. Zarazem 21 maja w Sejmie wiceminister zapewnił, iż deklaracja podniesienia kwoty wolnej od podatku jest "nadal aktualna".


Dług Polski puchnie w oczach. "Już dziś trzeba bić na alarm"


"Na to wszystko trzeba nałożyć na znaczący wzrost stóp procentowych, co również zwiększyło koszty obsługi długu" - mówi "Rzeczpospolitej" Piotr Bujak z PKO BP.
Rentowności 10-letnich obligacji skarbowych oscylują w tej chwili wokół poziomu 5,5 proc.
"Obecnie Polska, jako kraj rozwijający się, jest w stanie unieść wysokie wydatki w związku ze wzrostem zadłużenia. Jak na razie wszystko jest pod kontrolą" - mówi w rozmowie z "Rz" Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. Jak jednak dodaje, "już dziś trzeba bić na alarm, bo w trwającej kampanii wyborczej nikt, ani politycy, ani społeczeństwo, nie wykazuje ochoty, by podjęć temat odpowiedzialności za stan finansów publicznych".
Zdaniem ekonomisty, nie da się pogodzić ogromnych wydatków na socjal z finansowaniem rosnących w szybkim tempie wydatków na obronność.
Idź do oryginalnego materiału