"Choć na wyborach nie byłem, bo od początku było mi obojętne, czy wybory przegra Donald Tusk, czy Jarosław Kaczyński, a o to w istocie w tym głosowaniu chodziło, postanowiłem się jednak odezwać, bo nie jest mi obojętne, iż ktoś próbuje z ludzi, czyli także ze mnie, zrobić idiotę" - tłumaczy Robert Gwiazdowski odnosząc się do nabierającej mocy awantury dotyczącej uznania lub nieuznania wyborów prezydenckich za ważne.
"Pan marszałek Hołownia zapowiedział, iż zwoła zgromadzenie, przed którym prezydent elekt ma złożyć przysięgę, o ile Sąd Najwyższy uzna ważność wyborów" - Robert Gwiazdowski zastanawia się, jaką rolę w tym przypadku pełni Sąd Najwyższy. "Konstytucja milczy, co się stanie, o ile Sąd najwyższy nie stwierdzi ani ważności, ani nieważności wyborów" - zwraca uwagę Robert Gwiazdowski i ubolewa, iż nasze państwo dotarło do momentu, w którym w ogóle musimy roztrząsać takie sprawy. Reklama
"Twórcy konstytucji nie przewidzieli, iż do takiej patowej sytuacji może dojść, bo w normalnym państwie można się przecież spodziewać, iż jakąś uchwałę Sąd Najwyższy podejmie. No ale my nie żyjemy w normalnym państwie" - konkluduje Gwiazdowski zwracając uwagę, iż marszałek Hołownia wielokrotnie twierdził, iż Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych sądem nie jest.
"Jak będzie uchwała, ale sądowej izby której nie ma, to takiej uchwały nie będzie" - pyta Gwiazdowski i gorzko puentuje, iż "do tego właśnie doszliśmy".
Robert Gwiazdowski zastanawia się, co czeka nas 6 sierpnia, gdy kończy urzędowanie obecny prezydent RP, a nowy ma złożyć przysięgę. Czy, jeżeli coś pójdzie nie tak, urzędującym prezydentem pozostanie Andrzej Duda? A może marszałek Hołownia będzie pełnić obowiązki prezydenta?
Więcej w najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii"