Kwartał pracy 3/5.

oszczednymilioner.pl 1 tydzień temu

Właśnie mięły trzy miesiące, od kiedy jestem pracownikiem na jeden etat. Dokładnie 3 lutego rzuciłem papierami poszedłem ostatni dzień do drugiej pracy, w której spędziłem prawie 25 lat. Prowadzę też JDG.

Przyczyny tego stanu rzeczy nie były miłe (a raczej wyjątko niemiłe jazdy nowego szefa), aczkolwiek chwila, gdy w mojej obecności odczytano sam nagłówek wypowiedzenia (natychmiastowego z winy pracodawcy), powinna trafić do „słoja wspaniałości”, gdybym go posiadał. Literalnie nikt się nie spodziewał strzału, no może jakiegoś wypowiedzenia wielomiesięcznego, w czasie którego da się łatwo zewrzeć szyki. A tu taki zonk. Moim celem nie było zdezorganizowanie działań pracodawcy, a skoncentrowanie na swoich planach i zdrowiu. A pozytywne efekty?

Efekt 1. Zdrowie.

Na przestrzeni od „rozpoczęcia jazdy” do końca zatrudnienia (nieco ponad 6 miesięcy) byłem chory 5 razy. W sumie na zwolnieniu kilkadziesiąt dni. A od zwolnienia? Ani razu przez kwartał pomimo przesilenia wiosennego.

Niewątpliwie do poprawy zdrowia przyczyniło się radykalne zmniejszenie stresu. Ale poza nim: wysypianie się (2 razy w tygodniu wstaję godzinę później), brak pracy w weekendy, regularne jedzenie przez 4 dni w tygodniu (od pt do pn włącznie), więcej wolnych dni, brak ekstra telefonów po godzinach. No i wreszcie miałem czas na 4 odkładane wizyty lekarskie.

Efekt 2. Czas.

Na tę pracę poświęcałem 72 godziny (9 dni/m-c, o ile brałem urlop, lub wypadało wolne 8 dni x 8 =64h), plus 12 godzin na dotarcie i 8 na ogarnianie się. Potem wracałem i potrzebowałem dekompresji (obiad, drzemka). Kiedy dochodziłem do siebie, często na zegarze była 18 . I tak przelatywał cały dzień. choćby jeżeli pracowałem 8 dni/m-c, telefony, maile poza godzinami powodowały, iż na tę pracę „marnowałem”: 100 godzin (72 praca, 12 dojście i powrót, 8 ogarnianie, 8 dekompresja)

Teraz staram się pracować 6 dni w miesiącu (-2-3 dni – wyłączam drugi etat). Do tego mój, choćby pracowity dzień wygląda inaczej. Zaczyna się nie o 6.15 (godzina wyjścia do biura), ale o 8.00 (teść żegna się po wspólnie wypitej herbacie) i trwa nie do 16.00 (powrót do domu), ale o 13-14. Krótko mówiąc przepracowuje dziennie 5-6 godzin i to z przerwami na kawę, posiłki, rozmowy telefoniczne.

Biorąc pod uwagę doświadczenia z 3 miesięcy, średnio w poniedziałki i piątki 0- przepracowuję ok. 30 godzin plus 5 na dojście/dojazdy. Ponieważ nie marnuję energii na dekompresję, ogarnianie się – w sumie ze 100 godzin/m-c robi się 35. Kto umie liczyć, ten się dowie odzyskałem 65 godzin/m-c – 65% dotychczas poświęcanego czasu. A ten wykorzystuję: dla rodziny, na odpoczynek, pisanie bloga i wymyślanie kolejnych pomysłów.

A więcej czasu oznacza też brak pośpiechu, nerwów i spokój w kontaktach z innymi.

Efekt 3. Kasa.

O niej jest ten blog. Wyniki? Marzec +10%, kwiecień +40%, maj +50%. Nie żartuję, piszę serio. Ponieważ nie zostałem na etacie, w kwartał (24 dni) zarobiłem średnio 33% więcej. Przypominam, pracując o 2/3 mniej. Niesamowite. A liczę tylko te 5 dni.

Efekt 4. Więzi.

Tego nie da się przeliczyć na kasę. 3 razy odwiedziłem moich synów w ich miejscach i to nie, jak dotychczas, dziś przyjazd, dziś wyjazd (najpóźniej jutro rano), ale na 2-3 dni. Do tego spokojne spotkanie z siostrą (też mieszka w innym mieście), odwiedziny u przyjaciół (2 razy). Wszystko ogarnięte w przedłużony weekend (w końcu miałem ok. 6-8 dni ekstra).

Spokojnych pogaduszek z teściem, leniwego ranka z żoną, porannych rozmów z najmłodszym synem – nie liczę.

Te cztery czynniki, po zsumowaniu dały prosty efekt – więcej spokoju, euforii z życia i pomysłów, co jeszcze można udoskonalić.

Idź do oryginalnego materiału