Ministerstwo Obrony narodowej ogłosiło start pilotażowego programu produkcji dronów w jednostkach wojskowych. Program ma trwać półtora roku. Jednak specjaliści i żołnierze zajmujący się budową dronów i taktyką ich walki wytykają resortowi „życzeniowe myślenie” w kwestii ich produkcji.
Ministerstwo Obrony Narodowej ogłosiło, iż podpisano decyzję w sprawie realizacji pilotażowego programu wytwarzania dronów w „wybranych jednostkach wojskowych z wykorzystaniem m.in. technologii przyrostowej (druk 3D) i implementacji jego wyników w Siłach Zbrojnych RP”. Jak stwierdzono w oświadczeniu resortu, celem jest „nabycie zdolności w zakresie szybkiego i taniego wytwarzania dronów z wykorzystaniem technologii druku 3D”. Program ma objąć wybrane jednostki wojskowe, które już testują tę technologię oraz posiadają potencjał do jej dalszego rozwoju, zwłaszcza przeszkolonych żołnierzy, którzy będą chcieli tę technologię rozwijać. Mają zostać zbudowane etatowe struktury, usprawniona logistyka oraz wzrosnąć poziom innowacyjności. Do końca trwania programu pilotażowego, czyli do końca 2026 roku będą wypracowane „optymalne rozwiązania w zakresie wytwarzania, modyfikacji i napraw dronów, które następnie zostaną zaimplementowane w większości jednostek wojskowych Sił Zbrojnych RP”. W cały program mają zostać zaangażowane nie tylko jednostki wojskowe, ale i „instytucje i komórki organizacyjne podległe ministrowi obrony narodowej”.
„Na początek 9 naszych jednostek z najbardziej zaawansowanym podejściem i zaangażowanym w innowacje personelem. Wypracowujemy model dla całych Sił Zbrojnych. Technologia druku przyrostowego na potrzeby szkolenia, dronizacji, ale i logistyki (części zamienne)” – napisał na X gen. Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego WP.
Program mimo zapowiedzi pokazuje wyraźne problemy jakie stoją przed wdrożeniem dronów do jednostek WP. Pilotaż ma bowiem trwać półtora roku, co wobec od trzech lat trwającej wojny w Ukrainie i realizowanych „szybkich” programów dronowych mających na celu osiągnięcie od razu umiejętności produkcji rzędu 500 tys. rocznie prostych dronów FPV w Niemczech, Francji a choćby w Szwecji wydaje się po prostu stratą czasu. Dalej na liście jednostek, które mają się zająć produkcją dronów, nie ma tych które już działały w tym zakresie, na własną rękę nie czekając na zezwolenie resortu obrony jak 1.BPanc. czy WOT, są za to jednostki, które z użyciem dronów nie miały wiele wspólnego.
Dalej, jeżeli chodzi o doświadczenia z pola walki, według informacji uzyskanych na Ukrainie, druk 3D używany jest do produkcji tylko niektórych komponentów nie zaś całych dronów ze względu na jego ograniczenia. Dodatkowo dronów nie produkują jednostki wojskowe, ale centra produkcyjne mające z tymi jednostkami bezpośredni kontakt, ale nie wchodzące w skład ich struktur. W jednostkach dokonywane są bieżące naprawy i konserwacja dronów oraz przygotowywanie ich do lotu.
Uwagę na technologiczne aspekty wytwarzania dronów, a raczej braku orientacji MON w tym zakresie, zwrócił Tomasz Darmoliński prezes Fundacji „Żelazny”, organizacji non-profit zajmującej się technologiami wytwarzania i wdrażania dronów zarówno do zastosowań militarnych, jak i cywilnych. Zauważył on, iż popularnie używane drukarki FDM nie są maszynami heavy duty przygotowanymi do drukowania dużych serii elementów. Nie jest też jasne jakie materiały byłyby używane do drukowania dronów w jednostkach, zaś sam proces wymaga bardzo dobrze znających technologię druku techników.
„PLA jest tanie, ale kruche. PETG daje więcej, ale też nie nadaje się na części nośne. Nylon z włóknem węglowym? Już całkiem niegłupi wybór, tylko iż wymaga droższych maszyn i wiedzy inżynierskiej, której w wielu jednostkach po prostu… nie ma.
Po drugie – drukarka to nie karabin. Żeby z niej coś sensownego wyszło, trzeba umieć projektować (CAD), przygotować plik do druku (slicer), znać zależności warstw, temperatur, retrakcji, adhezji i orientacji warstw względem sił. Czyli trzeba mieć operatora, który wie co robi – a nie „przeszkolonego kaprala”, który raz wydrukował brelok.
Po trzecie – cyberbezpieczeństwo. Wszystko, co drukujesz, musi pochodzić z pewnego źródła. Każdy model to plik, a każdy plik można podmienić. Chcesz, żeby ktoś sabotował Twoje śmigła? Zmień jeden kąt w pliku i gratulacje – właśnie stworzyłeś piękny, latający problem. Bez podpisów cyfrowych, walidacji modeli i kontroli wersji – drukowanie w wojsku to proszenie się o kłopoty.
Po czwarte – brak systemu. Drukarki to nie samowystarczalne urządzenia. Potrzebują materiałów, części zamiennych, obudów z filtrami, wentylacji, ludzi od serwisu. jeżeli armia nie zbuduje zaplecza – skończy się jak zawsze: maszynami w szafach, które „ktoś kiedyś miał obsługiwać” – skomentował wojskowy program pilotażowy Darmoliński.
Jak dodał, jeżeli MON naprawdę chce prowadzić program pilotażowy, musi zacząć od drukowania prostych komponentów, nie dronów, stworzyć ośrodki wdrożeniowe z personelem inżynieryjno-technicznym, włączyć środowiska cywilne zajmujące się dronami, wdrożyć ochronę cyfrową oraz stworzyć wspólną platformę CAD z aktualizacją i testami.
Inny aspekt praktycznego wdrażania programu poruszył st.chor.sztab.rez. Artur Zieliński zajmujący się ostatnio uzbrojeniem w 6.BPD w Gliwicach. Zwrócił on uwagę na „sztywność” struktur zarówno w samych jednostkach, jak i resorcie, co może spowodować – i istnieje spora szansa, iż spowoduje – iż cały program dronowy utknie już na etapie pilotażowym lub zostanie pogrzebany zaraz po jego zakończeniu, ponieważ nie będzie żadnej struktury zainteresowanej jego rozszerzeniem i dalszym prowadzeniem.
Tak więc program pilotażowy MON wywołuje sporo wątpliwości. Nie jest to najlepszy prognostyk wobec prób szybkiego nadrabiania zaległości w zakresie bezpilotowców przez zachodnie armie NATO.