Cła, wyśrubowane normy, skomplikowane regulacje, zmowy producenckie, system dotacji produkcji i dziesiątki innych barier importowych mają na celu jedno – ochronę własnego rynku. W krótkiej perspektywie to wszystko zapewnia utrzymanie dobrobytu, w dłuższej utratę konkurencyjności, zacofanie i konflikty.
Polityka gospodarcza Unii Europejskiej od kilku dekad stała się odzwierciedleniem niemieckiego modelu rozwoju. w uproszczeniu polega on tym, by stale utrzymywać nadwyżkę w bilansie handlowym. Więcej eksportować niż importować. Do Europy – a dokładniej do kilku najbogatszych państw, które stanowią jądro UE – ma płynąć możliwie najszerszy strumień pieniędzy, a przygotowywane przez Brukselę regulacje mają powodować, by w drugą stronę ciekł co najwyżej niewielki strumyczek.
System ten ma zapewnić Unii Europejskiej dobrobyt i spokój. Pieniędzy ma wystarczyć na rozbudowaną politykę socjalną, ideologiczne szaleństwa, propagowanie klimatycznej religii czy inżynierię społeczną zmierzającą do stworzenia nowego człowieka. Tyle tylko, iż ten model mógł się sprawdzać w XIX i pierwszej połowie XX wieku, gdy niemiecka gospodarka była nowoczesna i innowacyjna, a tamtejszy przemysł maszynowy zapewniał przewagę nad resztą świata.
Teraz jednak jest inaczej. Blokowanie importu spowodowało, iż przez ostatnie dekady do UE przestały docierać nowoczesne technologie. Innowacyjność przestała być potrzeba europejskim koncernom, skoro Bruksela zapewniała im skuteczną ochronę przed bardziej zaawansowaną technologicznie konkurencją z USA czy Dalekiego Wschodu. Świat popędził do przodu, a gospodarka UE, z jej niemieckim silnikiem, stały w miejscu.
Dziś wielkie zaskoczenie europejskich elit budzą amerykańskie cła, napływ imigrantów, nadciagająca wojna gospodarcza z Chinami czy agresywna polityka Rosji. To wszystko jest właśnie – pośrednio lub bezpośrednio – efektem protekcjonizmu UE.
Ameryka, która do tej pory miała wyjątkowo liberalny system celny, prędzej czy później musiała uznać, iż nie chce pełnić roli frajera. Nie zamierza dalej importować niemieckich samochodów, nie mogąc jednocześnie konkurować na rynku europejskim.
Dotowanie unijnej produkcji rolnej musiało w końcu spowodować, iż uprawa w krajach arabskich czy afrykańskich przestała się opłacać. Kryzys w rolnictwie musiał pociągnąć za sobą upadek innych gałęzi gospodarki. Pozbawieni perspektyw młodzi mężczyźni ruszyli więc do Europy w poszukiwaniu lepszego życia.
Chiny zaciągające przez ostatnie czterdzieści lat nowe technologie – w znacznej mierze także z Niemiec – musiały dojść do momentu, w którym przeskoczą technologicznie Europę. Dzieje się to właśnie teraz. Chińskie samochody, statki, pompy ciepła, panele fotowoltaiczne itp. są nowocześniejsze niż wyprodukowane w UE więc zalewają europejski rynek.
Widząca słabość i niesamodzielność Wspólnoty Rosja od kilkunastu lat mówiła o zmianie doktryny. Licząca pieniądze Unia nie zauważyła, iż była to zapowiedź agresji.
Refleksja ciągle się jednak w Brukseli, Berlinie i Paryżu nie pojawiła. Odpowiedzią na nową sytuację mają być raczej kolejne bariery niż ich likwidacja.
Felietony publikowane na naszej stronie przedstawiają poglądy autora, a nie oficjalne stanowisko Warsaw Enterprise Institute.