KOSPI – główny indeks Korei Południowejw tym roku urósł o prawie 50%. To dla porównania Nasdaq100 – symbol technologicznej hossy „jedynie” 18%, a przecież to nie Korea miała być gwiazdą rynku.
Przez lata uchodziła za giełdowy paradoks: świetne spółki, tanie wyceny, a mimo to nikt jej nie kupował. Rok 2025 to moment przełomu – reformy ładu korporacyjnego, liberalizacja przepisów i boom na półprzewodniki. Wszystko to zrobiło z Seulu nowe centrum azjatyckiej hossy.
W tym materiale pokażę wam 5 koreańskich firm, które nie tylko zaskakują wynikami, ale pokazują, jak bardzo zmienił się ten rynek. Od producenta chipów, bez których nie działa żadna sztuczna inteligencja, po firmę… zajmującą się zwrotem VAT.
Korea już nie jest „dyskontem z potencjałem”. Zaczęła być realną alternatywą dla droższych rynków Zachodu. Zaczynamy.

Ten indeks bije Nasdaq i dalej jest tani. Giełda zapomniana przez inwestorów?
Zyskaj podwójnie z Saxo!
Załóż konto w Saxo Banku z tego linku https://bit.ly/saxo-dna-bonus i odbierz:
– 250 euro bonusu na start
– najnowsze wydanie Stockscan – zupełnie za darmo!
Koreańskie dyskonto i cień chaebolów
Koreańska giełda przez lata uchodziła za miejsce, gdzie akcje są wiecznie „na promocji”. Inwestorzy mówili wręcz o „koreańskim dyskoncie”. Spółki z Seulu notowały się wyraźnie taniej niż ich zagraniczni odpowiednicy, mimo iż często działały w tej samej branży i miały podobny potencjał wzrostu. Ten rabat nie wynikał z gorszej jakości biznesu, tylko z problemów strukturalnych.
Rdzeniem koreańskiej gospodarki były i są chaebole – gigantyczne konglomeraty rodzinne, takie jak Samsung, czy Hyundai. To one zbudowały potęgę eksportową Korei, ale ich sposób funkcjonowania przez lata odstraszał inwestorów. Sieci zawiłych powiązań kapitałowych, krzyżowe udziały, dominacja jednej rodziny w zarządzaniu – wszystko to sprawiało, iż prawa drobnych akcjonariuszy były drugorzędne i ignorowane. Zamiast hojnych dywidend czy realnych buybacków, firmy gromadziły gotówkę, a decyzje zapadały za zamkniętymi drzwiami. Duzi inwestorzy i fundusze miały więc poczucie, iż choćby jeżeli kupują świetną spółkę, to i tak nie mają wpływu na to, co stanie się z ich pieniędzmi. Dlatego płacili za tamtejsze spółki niższą cenę – stąd właśnie koreańskie dyskonto.
Governance na kursie „value-up”
W tym roku jednak coś się zmieniło. Pod presją opinii publicznej, zagranicznych inwestorów i samego rządu rozpoczęto program reform, którego celem było podniesienie wartości dla akcjonariuszy. Wprowadzono wymóg większego udziału niezależnych dyrektorów w radach nadzorczych, ograniczono wpływ dominujących rodzin przy wyborze komitetów audytu, a spółki zaczęły być zachęcane do przedstawiania planów „value-up” – czyli pokazania, jak zamierzają zwiększać wartość dla właścicieli. Co więcej, średnia stopa dywidendy w indeksie KOSPI w 2024 roku wyniosła 3,70% – to najwyższe poziomy od pięciu lat, co pokazało, iż pieniądze zaczynają płynąć (w końcu) do akcjonariuszy.
Rok 2025: kulminacja zmian i liberalizacja
Tok 2025 był w efekcie kulminacją wielu zmian prawnych:
- Marzec 2025 – zniesienie zakazu krótkiej sprzedaży.
- Lipiec 2025 – nowelizacja ustawy handlowej mająca na celu wzmocnienie praw akcjonariuszy.
- Sierpień 2025 – dalsze poprawki w Kodeksie Handlowym pominięte w lipcowej nowelizacji.
- Dodatkowo było wiele sygnałów politycznych zapowiadających, iż to jeszcze nie koniec zmian.
Do tego doszła liberalizacja rynku walutowego i uproszczenie zasad inwestowania dla kapitału zagranicznego. Korea zaczęła wyglądać coraz bardziej jak rynek rozwinięty, a to oznaczało, iż inwestorzy nie musieli już trzymać się z dystansem.
Krótka sprzedaż: od zakazu do dojrzałości rynku
W tym wszystkim pozostało jeden element, który mówi wiele o specyfice Korei: historia zakazu krótkiej sprzedaży. Short selling, czyli obstawianie spadków, to normalne narzędzie na wszystkich dużych giełdach. Pozwala zarządzać ryzykiem i tworzy pełniejszy obraz rynku. W Korei jednak od 2023 roku obowiązywał niemal całkowity zakaz shortowania. Rząd tłumaczył to ochroną drobnych inwestorów, bo fundusze grające na spadki podobno część takich transakcji zawierały nielegalnie i omijały niektóre regulacje. Problem w tym, iż przedłużający się zakaz zaczął szkodzić. Zniechęcał zagraniczne fundusze, obniżał płynność rynku i podważał jego wiarygodność.
W oczach globalnych inwestorów wyglądało to tak: skoro rząd jednym podpisem może zawiesić podstawowe narzędzie rynkowe, to kto zagwarantuje, iż jutro nie zrobi czegoś podobnego? To dlatego dopiero zniesienie zakazu wiosną 2025 roku, zostało odebrane jako symbol dojrzewania rynku. Korea wysłała wówczas jasny sygnał: „ufamy, iż nasza giełda poradzi sobie na równych zasadach”.

Re-rating i wyceny: odrabianie dekad dyskonta
Ten miks – od reform governance, przez liberalizację dostępu, po koniec zakazu shortów – sprawił, iż inwestorzy zaczęli wierzyć, iż Korea zdejmuje z siebie odwieczny ciężar koreańskiego dyskonta. I to właśnie ta zmiana postrzegania, obok boomu w sektorze półprzewodników, była fundamentem tegorocznej hossy. Korea w końcu zaczęła być wyceniana nie przez pryzmat swoich problemów, ale przez potencjał, który w niej drzemie.
Po tym silnym rajdzie koreański rynek akcji jest dziś wyceniany na poziomie 12 wskaźnikiem Cena do Zysku. Dla porównania Polski WIG20 oscyluje w okolicy 16, a S&P 500 w okolicy 31.

Dodatkowy smaczek jest taki, iż koreański rynek akcji nie przekroczył wyceny na poziomie 15x P/E od czasów bańki internetowej! Tamtejszy rynek powinien więc być prawdziwą gratką dla osób, które w tej chwili boją się wygórowanych wycen z USA.

SK Hynix: pamięć jako paliwo rewolucji AI
No dobra, ale przejdźmy już do sedna, czyli do konkretnych spółek z Koreańskiej giełdy! Kiedy mówimy o koreańskich gigantach technologii, większość osób myśli o Samsungu. Jednak prawdziwym cichym bohaterem tegorocznej hossy w Seulu jest SK Hynix – firma, która dostarcza paliwo do rewolucji sztucznej inteligencji. W 2025 roku firma osiągnęła największe na świecie udziały rynkowe w segmencie pamięci DRAM. Przegoniła tym swojego krajowego konkurenta, czyli właśnie Samsunga oraz amerykańskiego Microna.

Hynix produkuje i sprzedaje głównie pamięci DRAM, które trafiają do komputerów, telefonów i centrów danych. Jego prawdziwą perełką jest HBM – High Bandwidth Memory. To ultra-szybka pamięć, którą znajdziemy w akceleratorach służących do trenowania modeli AI. Kiedy świat zwariował na punkcie sztucznej inteligencji, popyt na te układy eksplodował, a SK Hynix znalazł się w idealnym miejscu i czasie. Żeby lepiej to zrozumieć, polecam zapoznać się też z pełnym filmem omawiającym cały łańcuch wartości w świecie półprzewodników.
Kiedy słyszymy „Nvidia”, myślimy o procesorach graficznych (GPU). Ale same GPU bez odpowiedniej pamięci nie byłyby w stanie wykonywać obliczeń na dużą skalę.
W chipach Nvidia, takich jak H100 czy B100, pamięć jest dosłownie „krwią krążącą przez procesor”. To tam trafiają dane, które GPU ma przetwarzać. Każda operacja obliczeniowa wymaga błyskawicznego dostępu do tych danych, a różnica między sukcesem a wąskim gardłem wydajności to właśnie szybkość przesyłania informacji między procesorem a pamięcią.
Dlatego właśnie Nvidia stosuje pamięć HBM. W przeciwieństwie do klasycznej DRAM, w przypadku HBM układy pamięci są układane warstwowo (jak wieżowiec z mikroskopijnych chipów) i połączone z rdzeniem GPU przez tzw. interposer krzemowy. Dzięki temu dane nie muszą pokonywać długiej drogi przez płytę główną i przesyłają się bezpośrednio z pamięci do rdzeni obliczeniowych z przepustowością liczonych w terabajtach na sekundę.
W skrócie: im lepsza pamięć, tym szybciej GPU „karmi się danymi”, tym sprawniej uczy modele AI i tym więcej można z niego „wycisnąć”. Dlatego HBM stała się kluczowym komponentem całego ekosystemu sztucznej inteligencji i dziś układy scalone tego typu stanowią największy segment sprzedaży pamięci DRAM w spółce, a sama pamięć DRAM odpowiada za ponad 75% przychodów firmy.

Drugą nogą biznesu jest pamięć trwała NAND. To rodzaj pamięci, na której dane zostają zapisane choćby po odłączeniu zasilania. Używa się jej w dyskach SSD, kartach pamięci i telefonach. Jest dużo wolniejsza od DRAM, ale znacznie tańsza i gęstsza (można upchnąć więcej danych na mniejszej powierzchni). NAND to pamięć długoterminowa – tam trzymasz dane, z których DRAM później korzysta.

SK Hynix: skala CAPEX, fosy i atrakcyjna wycena
Model biznesowy jest prosty, ale piekielnie kapitałochłonny – firma projektuje i produkuje własne chipy, sprzedając je największym firmom technologicznym na świecie. Zarabia więc na byciu krwiobiegiem całej infrastruktury cyfrowej.
Przewaga Hynixa tkwi w jego specjalizacji. Podczas gdy konkurenci produkują wszystko, on koncentruje się na pamięciach o najwyższej przepustowości, rozwijając procesy, które trudno skopiować. To wymaga gigantycznych nakładów, ale też buduje barierę wejścia nie do przeskoczenia dla większości firm. A w czasach, gdy cały świat buduje serwery do AI, firma, która potrafi szybciej przesyłać dane między chipem a pamięcią, jest na wagę złota. Żeby oddać skalę kapitałochłonności tego biznesu, to warto powiedzieć, iż w trakcie ostatnich 10 lat spółka wydawała średnio 31% przychodów na nakłady inwestycyjne.

Jednak pomimo tego, iż firma musi wydawać olbrzymie kwoty na inwestycje, to stanowi to jej element fosy ekonomicznej. SK utrwala w ten sposób barierę wejścia dla konkurencji. Im większych inwestycji na start wymaga branża, tym mniej firm gotowych jest w nią wejść, szczególnie, kiedy procesy technologiczne są tak zaawanasowane, jak w przypadku pamięci HBM. Tymczasem wysokie bariery wejścia dla konkurencji przekładają się na duża siłę cenową. Dlatego Hynix osiąga marże zysku netto na poziomie choćby ponad 30%. Mediana marży netto w ostatniej dekadzie to ponad 22%. I choćby pomimo olbrzymich nakładów inwestycyjnych marża wolnych przepływów pieniężnych potrafi przebijać 20%, jak w przypadku dwóch ostatnich lat.

W 2025 roku SK Hynix stał się symbolem nowej Korei – innowacyjnej, otwartej na kapitał i technologicznie odważnej. Dla inwestorów to nie tylko producent półprzewodników, ale spółka, która ma szansę zostać jednym z największych beneficjentów boomu na sztuczną inteligencję. Do tego wszystkiego doszedł opisany przeze mnie na początku materiału re-rating koreańskich spółek i w efekcie SK Hynix dał zarobić już ponad 90% od początku 2025 roku.

AjJednak pomimo tego szalonego rajdu, cena do zysku dla SK nie przekracza dziś… 10. EV/EBITDA jest poniżej 7, a cena do przychodów poniżej 4. Tymczasem firma w ostatnim kwartale urosła ponad 30% rok do roku.


Park Systems: metrologia na poziomie nano
Dobra, ale idźmy dalej. Druga firma, która może nie produkuje już chipów związanych z AI, ale może je zmierzyć z atomową precyzją. Park Systems, to producent mikroskopów atomowych (AFM) i urządzeń metrologicznych, kluczowych narzędzi w laboratoriach badawczych, w produkcji półprzewodników, w urządzeniach wyświetlaczy, w nanomateriałach i wielu innych obszarach, gdzie liczy się każdy nanometr.
Park Systems powstał w 1997 r. jako PSIA, a od 2007 nosi obecną nazwę. Jego rdzeń działalności to AFM – atomic force microscopy – mikroskopia sił atomowych, którą wykorzystuje się do analiz powierzchni na poziomie atomowym, pomiarów topografii, sił międzycząsteczkowych, morfologii cienkich warstw itp.
W portfolio firmy są także elipsometry obrazowe do analizy cienkich warstw, systemy izolacji wibracji aktywnej do zapewnienia stabilności pomiarów w warunkach zakłóceń, spektroskopia w podczerwieni na poziomie nano, mikroskopia holograficzna i różne oprogramowanie wspierające te systemy.
Wyobraź sobie, iż chcesz przeanalizować cienką warstwę lakieru, oksydu, folii lub dowolnej powłoki. Potrzebujesz ocenić jej grubość, skład, i to, jak zmienia się w różnych miejscach. Klasyczna elipsometria mierzy tylko w jednym punkcie lub wąskiej strefie. Tymczasem spółka oferuje rozszerzenie tej techniki. Robisz obraz tej warstwy na całej powierzchni z rozkładem parametrów optycznych (jak załamanie światła, strata, współczynniki odbicia). To coś jak zdjęcie temperatury materiału, tyle iż optyczne. Dzięki temu widzisz miejsca, gdzie warstwa jest cieńsza, grubsza, mniej jednolita. To ogromna przewaga w produkcji półprzewodników, ekranów OLED, czujników itp., gdzie „niewidzialne defekty” mogą zepsuć cały układ.
Co więcej, w laboratorium, kiedy mierzysz coś na poziomie nanometrów, najmniejsze drganie stołu, podłoża, kroku obok czy ruch samochodu za ścianą może zniekształcić pomiar. Tymczasem spółka oferuje super zaawansowany system amortyzacji: czujniki wykrywają drgania, a system reaguje w czasie rzeczywistym. Dzięki temu mikroskopy, pomiary spektroskopowe i inne urządzenia działają jakby „w próżni” – niezależnie od tego, co dzieje się wokół. Dla firm produkujących chipy, gdzie pomiar błędu kilku nanometrów może oznaczać masową wadę, to kluczowa funkcja.
Park Systems w swojej ofercie integruje tą amortyzację z systemami pomiarowymi, czyli kupujesz mikroskop + izolację w jednym pakiecie, zoptymalizowaną razem, a nie jako osobne moduły.
Do tego dochodzą jeszcze inne systemy, jak holograficzna mikroskopia, która pozwala mierzyć topografię obiektu (kształt, wypukłości, głębokości) bez dotykania powierzchni i niemal w czasie rzeczywistym. To jak mapa 3D dla bardzo cienkich warstw. Można mierzyć deformacje pod wpływem ciepła, naprężenia, obserwować procesy w czasie rzeczywistym. To z koleiprzydatne dla materiałów elastycznych, biofilmu, cienkich warstw elastycznych czujników, nanowarstw.
Cały sprzęt to jedno, ale żeby uzyskać sensowne wyniki, musisz mieć oprogramowanie, które połączy wszystkie pomiary, zeskanuje dane, przeanalizuje i wyciągnie wnioski. Park Systems oferuje pakiety software, które integrują dane z wszystkich swoich czujników umożliwiają korelację pomiarów (np. „tu topografia, tam defekt chemiczny”). Dzięki temu użytkownik widzi powiązania między cechami fizycznymi, chemicznymi i morfologicznymi materiału, nie jako osobne dane, ale jako całość.
Wszystkie narzędzia Park Systems razem uzupełniają się i razem dają zdecydowanie więcej danych niż każde osobno. W efekcie przychody firmy rosną od dekady w tempie 28% rocznie i to przy poprawiającej się marży, bo zyski rosły w tym czasie jeszcze szybciej – 31% rocznie.

Global Tax Free: VAT dla turystów — potencjał i ryzyko regulacyjne
Były chipy, były mikroskopy do pomiaru chipów… czas zmienić trochę klimat. Przechodzimy do branży, która w najmniejszym stopniu nie jest powiązana z rewolucją technologiczną.
Global Tax Free to firma zajmująca się… obsługą zwrotów podatku VAT dla turystów odwiedzających Koreę. System działa tak: gdy osoba bez stałego miejsca zamieszkania w Korei kupuje towary w sklepach kwalifikujących się do programu „Tax Free”, może ubiegać się o zwrot części VAT-u przy opuszczaniu kraju, a Global Tax Free jest pośrednikiem realizującym ten proces.
Wyobraź sobie, iż jesteś turystą w Korei. Kupujesz elektronikę, kosmetyki albo pamiątki i nagle przy kasie sprzedawca pyta: „Tax Free?”. To właśnie w tym momencie do gry wchodzi Global Tax Free – firma, która sprawia, iż możesz odzyskać część podatku VAT od swoich zakupów.
W praktyce wygląda to tak: w sklepie, który współpracuje z Global Tax Free, dostajesz specjalny paragon lub voucher. To taki „bilet na zwrot podatku”. Potem, gdy opuszczasz kraj – na lotnisku, w centrum miasta albo w jednym z samoobsługowych kioskowych punktów – pokazujesz ten dokument, paszport i dowód zakupu. System sprawdza, iż naprawdę jesteś turystą i iż towar wyjeżdża z tobą z kraju. I wtedy na miejscu możesz odzyskać część pieniędzy w gotówce albo na kartę.
Cały proces jest w dużej mierze zautomatyzowany. Firma stawia na kioski samoobsługowe i cyfrową obsługę dokumentów, dzięki czemu nie musisz stać w kolejce do okienka. To trochę jak połączenie bankomatu z biurem podatkowym – wkładasz dokumenty, a po chwili dostajesz zwrot podatku. Global Tax Free zarabia na tym, iż obsługuje te transakcje. Pobiera prowizję od sklepów, czasem drobną opłatę od klienta i zarządza przepływem pieniędzy.
Proste? Tak. Jednak za tą prostotą stoi ogromna sieć sklepów, systemów informatycznych i współprac. Dzięki temu Global Tax Free działa jak niewidoczny trybik w całej turystyce. Im więcej turystów odwiedza Koreę, tym więcej transakcji przepływa przez ich system, a co za tym idzie – tym większe są przychody i zyski.
Tymczasem Korea Południowa jest coraz bardziej popularnym kierunkiem turystycznym, jak zresztą cała Azja. Prognozy są tu jednoznaczne i wskazują na to, iż ten rynek będzie rósł.

To, co napędza ten biznes, to nie tylko liczba turystów, ale też… przepisy. Regulacje to jednak największe ryzyko systemowe w całej branży. Wszystko, co robią firmy takie jak Global Tax Free, zależy od tego, co rząd pozwoli i jak długo pozwoli.
Jeśli państwo zmieni zasady dotyczące podatku, to cały model wywrócić w kilka dni. Tak było chociażby w Wielkiej Brytanii po Brexicie. Rząd po prostu zlikwidował możliwość odzyskania VAT dla turystów, a luksusowe sklepy natychmiast zaczęły notować odpływ klientów do Paryża i Mediolanu. W Korei z kolei niedawno wycięto z programu kliniki medycyny estetycznej, które były potężnym źródłem zwrotów. Wystarczy więc decyzja polityczna i segment rynku znika.
Do tego dochodzą drobniejsze zmiany, które potrafią zjeść marżę: rząd może obniżyć limity zakupów albo zmienić terminy zwrotu.
Są też mniej oczywiste ryzyka: np. rosnące wymogi cyfryzacji (pełna elektronizacja paragonów, integracja z urzędami celnymi, kontrola AML), albo koncesje lotniskowe, które decydują, kto w ogóle może ustawić kiosk czy punkt zwrotu.
No i w tle ciągle wisi pytanie polityczne: czy „Tax Free” to promocja handlu, czy dotowanie bogatych turystów? jeżeli nastroje się odwrócą – program może zostać ograniczony, a wtedy operatorzy tacy jak Global Tax Free muszą się dostosować błyskawicznie.
W skrócie: to biznes, który rośnie, dopóki rząd pozwala rosnąć. Jedna zmiana w ustawie może w kilka dni przestawić całą branżę z zielonego światła na czerwone.
Global Tax Free dywersyfikuje jednak swoją działalność i działa już nie tylko w Korei, ale też w Japonii i Singapurze, a w planach jest też wejście na rynki UE i Australię.

Od 2014 roku przychody spółki rosną 26% rocznie, a zyski o 19% rocznie. To pozycja dla inwestorów o silnych nerwach, bo cena akcji charakteryzuje się mega wysoką zmiennością.

Znajdziesz tam więcej wartościowych treści o inwestowani, giełdzie i rynkach.
DNA Rynków – merytorycznie o giełdach i gospodarkach
Od kuchni do obronności: Samyang Foods i Hanwha Aerospace
W ostatnich latach rośnie jednak nie tylko moda na koreańską turystykę, ale też na koreańskie jedzenie. Samyang Foods – spółka, która uczyniła z ostrego ramenu markę kultową na całym świecie.
Samyang to przede wszystkim producent makaronów instant, przypraw, sosów i przekąsek. Nie takich zwyczajnych, ale takich, które trafią przede wszystkim do lubiących pikantne. To oni rozkręcili modę na koreański „fire noodles” (Buldak ramen), których ostrość stała się internetowym wyzwaniem (Fire Noodle Challenge).
Model biznesowy Samyang opiera się na sprzedaży masowej. Klienci kupują ich produkty w supermarketach, małych sklepikach, na stacjach usługowych oraz dzięki kanałom e-commerce. Zyski generują nie tyle unikalne składniki, co marka, marketing wirusowy i efekt skali. Im większa sprzedaż jednostkowa, tym wyższa marża na jednym opakowaniu.
To, co wyróżnia Samyang, to umiejętność tworzenia modnych momentów kulturowych. Pomysł z internetowymi wyzwaniami sprawił, iż firma stała się częścią popkultury k-food. Kiedy influencer w USA czy Europie wrzuca filmik z otwieraniem paczki Samyang i dramatycznym łzami przy pierwszym gryzie to bezpłatny marketing wart miliony dolarów.
Pierwszy viralowy „Fire Noodle Challenge” powstał bez udziału firmy, ale Samyang zrobił coś, czego wiele firm nie potrafi: nie zabił viralu, tylko go podchwycił. Zamiast odcinać się od „amatorskich filmików”, wykorzystał zainteresowanie i wprowadził nowe warianty makaronu – 2x spicy, carbonara, cheese, curry, black bean. Każdy z nich był odpowiedzią na reakcje społeczności: jedni chcieli jeszcze mocniej, inni szukali łagodniejszej wersji. W ten sposób firma zaczęła współtworzyć trend, zamiast tylko go obserwować.
Z biegiem lat Samyang przekształcił viral w świadomy element strategii. Zaczęli współpracować z influencerami, dostarczać im zestawy, organizować testy smakowe, a choćby tworzyć dedykowane zestawy promocyjne do challenge’y. Ich kanały społecznościowe zaczęły reagować memicznie publikując filmiki, grafiki i własne mini-wyzwania.
Dla Samyanga największym wyzwaniem jest utrzymanie tempa wzrostu w coraz bardziej konkurencyjnym świecie. Firma rywalizuje nie tylko z lokalnymi producentami z Azji, ale też z globalnymi markami makaronów instant, które próbują naśladować koreański styl i pikantne smaki. Do tego dochodzą zmieniające się gusta konsumentów. To, co dziś jest modne, jutro może już się znudzić i zostać zapomniane. Zarabianie na fali internetowej mody jest niebezpieczne, bo popyt nie jest generowany jedynie przez realne zmiany w preferencjach konsumentów, ale właśnie przez modę, która jest kapryśna.
Popularność pikantnych ramenów Samyang nie pojawiła się znikąd, ale też nie była dokładnie zaplanowaną kampanią marketingową. Wszystko zaczęło się w 2014 roku, kiedy youtuberzy z kanału Korean Englishman wrzucili filmik z wyzwaniem, żeby zjeść ekstremalnie ostry ramen Samyang bez popijania.
Prawdziwy boom przyszedł dwa–trzy lata później, między 2016 a 2018 rokiem. Wtedy o „Fire Noodle Challenge” zaczęły pisać światowe media, a na YouTubie i TikToku pojawiły się tysiące filmów z ludźmi próbującymi pobić rekord w liczbie zjedzonych paczek.
Temat wrócił drugi raz w 2024 roku, gdy Dania… zakazała sprzedaży najostrzejszych wersji Samyanga. Media znów podchwyciły temat, ludzie zaczęli żartować z „ramenu tak ostrego, iż został zdelegalizowany”, i trend odżył na nowo.
Oczywiste jest, iż żadna moda nie trwa wiecznie. Internetowe wyzwania przychodzą i odchodzą, a viralowe zjawiska mają krótki termin ważności. Samyang doskonale to rozumie, więc wykorzystuje moment popularności na maxa. Wszystko, żeby przekształcić markę z producenta makaronu instant w pełnoprawną firmę spożywczą.
Jak to robią? Po pierwsze, spółka rozszerza ofertę poza klasyczne „instant noodles”. Rozwija linię gotowych dań i przekąsek od smażonych chipsów na bazie sosu Buldak, po gotowe kubki z makaronem i dodatkami, które można przygotować w mniej niż trzy minuty. To produkty kierowane do innego odbiorcy – niekoniecznie młodzieży szukającej ostrego wyzwania, ale także ludzi, którzy chcą szybkiego, wygodnego posiłku.
Po drugie, Samyang inwestuje w dania premium i produkty komplementarne. Firma wprowadziła na rynek własne sosy, oleje i przyprawy oparte na kultowym smaku Buldak, które można wykorzystać w domowej kuchni. W Korei powstały choćby restauracje i food-trucki serwujące dania „Buldak-style”, co pokazuje, iż marka zaczyna żyć własnym życiem poza półką sklepową.
Jednocześnie spółka dywersyfikuje kanały sprzedaży. Oprócz klasycznego eksportu i supermarketów, stawia coraz mocniej na sprzedaż online i współpracę z platformami e-commerce, jak Coupang, Shopee czy Amazon. To pozwala dotrzeć bezpośrednio do fanów marki za granicą, bez pośredników i ograniczeń terytorialnych.
Strategia Samyang jest więc prosta, ale skuteczna: nie czekać, aż trend się skończy, tylko zbudować na nim trwały biznes spożywczy z własną tożsamością. Dziś firma nie żyje już wyłącznie z virali tylko buduje markę, która ma przetrwać długo po tym, jak gasną ostatnie filmiki z internetowych wyzwań.
Spółka jest doskonałym przykładem, iż w tak nudnej branży, jak dania ekspresowe również można rosnąć w imponującym tempie. Konkretnie 22% rocznie na przychodach i aż 54% rocznie na zysku operacyjnym w trakcie ostatniej dekady. Rosnąca popularność marki i efekt skali sprawił, iż marża operacyjna spółki urosła z 2,5% w 2015 roku do niemal 22% w trakcie ostatnich 12 miesięcy.

Najlepiej jednak i tak wypada samo zachowanie kursu akcji, który od początku 2015 roku urósł o ponad… 7 tysięcy procent. Dla porównania S&P 500 w tym czasie dał zarobić 223%, a koreański Kospi 85%.

Ostatnia firma na dziś – Hanwha Aerospace. Jedna z kluczowych firm południowokoreańskiego przemysłu obronnego. Jej początki sięgają lat 70., gdy zajmowała się głównie produkcją i serwisem silników lotniczych. Ten segment wciąż stanowi fundament działalności – spółka projektuje, wytwarza i utrzymuje silniki dla samolotów cywilnych i wojskowych, a także współpracuje z globalnymi koncernami lotniczymi przy produkcji komponentów.
Z biegiem czasu Hanwha poszerzyła działalność o kolejne obszary zbrojeniowe. Dziś to zintegrowany koncern działający w niemal wszystkich segmentach obronności – od artylerii i pojazdów opancerzonych, przez systemy rakietowe i satelitarne, aż po rozwiązania dla przemysłu kosmicznego, jak silniki rakietowe czy małe satelity. Firma odpowiada m.in. za rozwój i produkcję kluczowych elementów południowokoreańskiego myśliwca KF-21, a jej technologie są eksportowane do państw Europy, Azji i Australii.

Model biznesowy Hanwha Aerospace opiera się na połączeniu produkcji i serwisu z dużym udziałem kontraktów rządowych oraz eksportu. Spółka zarabia nie tylko na dostawach uzbrojenia, ale też na długoterminowym utrzymaniu sprzętu i modernizacjach. Dzięki temu jej przychody są bardziej stabilne niż w przypadku typowych producentów sprzętu wojskowego, którzy żyją od przetargu do przetargu.
Obecny wzrost wyników finansowych napędzają też globalne trendy. Po wybuchu wojny światowe wydatki na obronność wzrosły do rekordowych poziomów, a wiele państw szuka alternatywy dla dostawców z USA czy Europy Zachodniej. Korea Południowa, z Hanwha Aerospace na czele, wypełnia tę lukę oferując nowoczesny sprzęt w krótszym czasie i po bardziej konkurencyjnych kosztach. Dodatkowym impulsem jest rozwój branży kosmicznej – Hanwha inwestuje w rakiety nośne i technologie satelitarne, licząc na udział w nowym globalnym wyścigu w kosmos.

W skrócie: Hanwha Aerospace to firma, która z producenta silników przekształciła się w pełnoprawny koncern obronno-kosmiczny. Jej wyniki rosną dzięki rosnącym budżetom obronnym na świecie, ekspansji zagranicznej i coraz silniejszej pozycji Korei na globalnym rynku zbrojeniowym.

Spółka konsekwentnie poprawia swoje wyniki od wielu lat, ale to ostatnie 2 lata przyniosły skokowy wzrost sprzedaży.

Koreański rynek akcji to mieszanka sprzeczności. Nowoczesny, a jednak niedoceniany. Z jednej strony mamy potężne konglomeraty i ogromne przewagi technologiczne, z drugiej mamy rynkowe dyskonto wynikające z ostrożnej kultury zarządzania i niskiej transparentności. W ostatnich miesiącach jednak Korea zaczęła się zmieniać – otwierać na inwestorów, reformować zasady ładu korporacyjnego i szukać sposobów, by zwiększyć wartość dla akcjonariuszy. To właśnie te reformy i nowa mentalność sprawiły, iż KOSPI w 2025 roku wystrzelił o niemal 50%, zostawiając w tyle choćby amerykańskie indeksy technologiczne.
Przez lata Korea Południowa była jak dobry produkt na dolnej półce. Wysokiej jakości, ale pomijany, bo nie miał modnej etykiety. Dziś już ma. Reformy, boom na półprzewodniki i nowe podejście do inwestorów zagranicznych robią swoje.
Korea przestaje być tania, bo… w końcu zaczyna być doceniana. I nie chodzi tylko o Samsung czy SK Hynix, ale o całą grupę świetnie zarządzanych, nowoczesnych spółek, które mają jeszcze sporo miejsca na wzrost.
Zyskaj podwójnie z Saxo!
Załóż konto w Saxo Banku z tego linku https://bit.ly/saxo-dna-bonus i odbierz:
– 250 euro bonusu na start
– najnowsze wydanie Stockscan – zupełnie za darmo!
Do zarobienia,
Piotr Cymcyk

1 miesiąc temu




