Jeszcze kilka lat temu wydawało się, iż ciągnik Belarus to opcja dla tych, którzy nie lubią przepłacać, cenią sobie prostą technikę z czasów, gdy “elektronika” oznaczała co najwyżej akumulator, a do naprawy wystarczał młotek, młotek i jeszcze jeden młotek. Czasy jednak się zmieniły…
Dziś, po tzw. aferze Belarusa, ten sam traktor staje się potencjalnym… rolniczym odpadem przemysłowym. A jeżeli rzeczywiście pójdzie to w kierunku, jaki wyznaczają niektóre urzędnicze interpretacje – to niebawem Zakłady Utylizacji Belarusów będą potrzebne tak pilnie, jak kiedyś punkt skupu butelek.
Zbrodnia bez winnych, tylko ze złomem
Problem polega na tym, iż kilkaset, a może i kilka tysięcy ciągników Belarus, które w dobrej wierze kupili polscy rolnicy, może być nielegalne. Tak – mimo faktur, umów, przeglądów i pieczątek. Dlaczego?
Bo ktoś kiedyś gdzieś nie doczytał, iż nowy ciągnik bez homologacji to jak krowa bez numeru – nie istnieje w świetle prawa. Niektórzy importerzy twierdzili, iż wszystko jest w porządku, iż dokumentacja się “uzupełni”, iż normy emisji to tylko formalność… No i mamy: traktor jest, ale w świetle litery prawa – nie istnieje. A własciwie, to jest nielegalny.
Rolnik tymczasem ma ciągnik, który nie może wyjechać na drogę, nie może być legalnie odsprzedany, a za chwilę – być może – będzie musiał być zezłomowany. A to już brzmi jak świetny pomysł na… biznes przyszłości.

Utylizacja Belarusów – nowy sektor agro?
W czasach, gdy opłacalność produkcji mleka, zbóż i trzody chlewnej balansuje między księgą strat a modlitwą, pojawia się szansa na nową gałąź dochodów rolniczych: utylizację traktorów.
Jeśli państwo nie przyzna amnestii dla właścicieli “niehomologowanych” Belarusów, to jedyną drogą może być złomowanie maszyn na koszt właściciela.
I tu otwiera się szeroka droga dla prywatnych Zakładów Utylizacji Belarusów – najlepiej z opcją “dojazdu do gospodarstwa” i miłą panią w biurze obsługi klienta.
Wyobraźmy sobie taką reklamę:
“Twój Belarus nie ma homologacji? Zostaw to nam! Przyjedziemy, zabierzemy, rozbierzemy na części. Ty tylko płać i płacz!”
Ironią losu jest fakt, iż choć Belarusy mogą nie nadawać się do jazdy po drodze publicznej, to na złomie nikt już o homologację nie pyta. Tam wszystkie traktory są sobie równe: ten z homologacją, bez homologacji, ten po remoncie i ten po przeglądzie w stodole. A skoro tak, to czemu nie uczynić z tego branży z potencjałem eksportowym?
Może warto pomyśleć o dopłatach unijnych do zezłomowania? “Zielony Ład dla czerwonego ciągnika” – hasło kampanii gotowe.
Kto zapłaci? Rolnik. Bo kto by inny?
Jeśli scenariusz zezłomowania wejdzie w życie, to oczywiście koszty poniesie rolnik, który kupił traktor legalnie (w jego ocenie), użytkował go zgodnie z przeznaczeniem, i który nie miał narzędzi ani kompetencji, by rozgryźć niuanse prawa homologacyjnego. Czasem kupował u lokalnego dealera, który też działał w przekonaniu, iż wszystko gra.
Ale jak to w Polsce bywa – niewiedza nie zwalnia z odpowiedzialności, a złomowanie niespełniającego wymagań Belaruska – choćby z przebiegiem 25 motogodzin – może okazać się jedyną legalną formą pozbycia się problemu.
I co dalej?
Jeśli państwo nie wprowadzi jasnych przepisów, mechanizmu “uwiarygodnienia” już zarejestrowanych maszyn lub choćby częściowej amnestii dla właścicieli, to zamiast walczyć o modernizację parku maszynowego, Polska wieś zacznie… go demontować. Dosłownie.
Belarus – marka-legenda, symbol prostoty, dziś może się stać symbolem legislacyjnego chaosu i urzędniczego absurdu.
No i więc, jeżeli planujesz inwestycję w przyszłość – zapomnij o krowach, zapomnij o dronach rolniczych. Postaw na Zakład Utylizacji Belarusów. Potrzeby rynku są, sprzętu przybywa, a klientów nie zabraknie. I tylko szkoda, iż tym klientem będzie rolnik, który jeszcze niedawno myślał, iż właśnie zrobił dobry interes.