„Zmowa zarządów i związkowców w celu dojenia skarbu państwa”

14 godzin temu
Zdjęcie: fot. Depositphotos


W czwartek w Sejmie odbyło się pierwsze posiedzenie parlamentarnego Zespołu ds. Obrony Lubelskiego Węgla Bogdanka. Zespół założyli posłowie z Lubelszczyzny. Posiedzenie nie było transmitowane, a WysokieNapiecie.pl było jedynym medium, które przysłuchiwało się debacie.

A była ona bardzo ciekawa. Związkowcy z Bogdanki wygłosili wiele gorzkich słów pod adresem zarówno rządu, jak i działaczy związkowych z Polskiej Grupy Górniczej oraz Południowego Koncernu Górniczego.

Przypomnijmy, iż od trzech lat kolejne rządy subsydiują bezpośrednio te dwie spółki oraz maleńki Węglokoks Kraj, w ramach dopłat do redukcji wydobycia. Uzgodniono je w podpisanej przez rząd PiS w 2021 r. tzw. „umowie społecznej” ze związkowcami. Umowa miała być sposobem na ratowanie upadającej Polskiej Grupy Górniczej.

https://www.youtube.com/embed/3ETy2OuUIIs

W zamian za dotacje związkowcy zgodzili się na harmonogram zamykania kopalń do 2049 r. Dotacje są wypłacane od różnicy w kosztach wydobycia węgla, a tzw. ceną referencyjną określaną według rynkowej, europejskiej ceny węgla. w tej chwili dopłata wynosi ok. 400 zł do każdej tony węgla. W tym roku subsydia będą kosztować podatników ok. 7 mld zł, ale ceny węgla spadają więc w przyszłym roku możemy dojść i do 10 mld zł.

Harmonogram zamykania kopalń – jak zresztą ostrzegaliśmy od 2021 r. - okazał się kompletnie nierealistyczny. Zapotrzebowanie na węgiel spada znacznie szybciej niż w rządowych, kompletnie życzeniowych prognozach.

Na dotacjach do górnictwa powinno się uczyć studentów ekonomii. Subsydiowany węgiel ze Śląska wypycha z rynku surowiec z teoretycznie najlepszej, najwydajniejszej polskiej kopalni, jaką jest Lubelski Węgiel Bogdanka, która musi ograniczać wydobycie. – Dotacje zniszczyły rynek węgla. Zero rachunku ekonomicznego – oskarżał na posiedzeniu Mariusz Romańczuk, szef „Solidarności” w Bogdance.

Rzadko zgadzamy się z górniczymi związkowcami, ale podczas posiedzenia mieliśmy gorzką satysfakcję, bo górnicy z Bogdanki mówili to samo co piszemy od lat.

Związkowcy skarżyli się m.in, iż cena referencyjna, od której wypłacane są dotacje, jest określana przez resort przemysłu wadliwie, bo nie uwzględnia, iż sprzedaż węgla grubego i ekogroszków jest rentowna, w przeciwieństwie do miałów energetycznych. Bogdanka węgla grubego nie ma. To samo dotyczy węgla koksowego, którego wprawdzie PGG nie sprzedaje dużo, ale jest on trzy razy droższy od miałów energetycznych.

Związkowcy pytali też resort w jaki sposób kontroluje koszty w poszczególnych kopalniach, tak aby zapobiegać ich zawyżaniu. Pytali po co w należącej do Południowego Koncernu Węglowego kopalni „Sobieski” wciąż budowany jest szyb „Grzegorz”, kosztujący setki milionów zł, skoro kopalnia ma ograniczać wydobycie.

Wyniki finansowe górnictwa węgla kamiennego w Polsce

Romańczuk nie przebierał w słowach. - Nikt nie sprawdza dlaczego dana kopalnia ma koszty powyżej ceny referencyjnej, jest zmowa związkowców i zarządów w celu dojenia skarbu państwa.

Jacek Świrszcz ze Związku Zawodowego Górników pytał dlaczego nie można stworzyć mechanizmu, który najpierw „wpuszczałby” na rynek węgiel sprzedawany na normalnym rynku, a węgiel subsydiowany wchodziłby jako ostatni.

Do tego dochodzi kwestia „niesprawiedliwości regionalnej”, o której mówił m.in. poseł Trzeciej Drogi z Chełma, Sławomir Ćwik. Śląsk jest jednym z najbogatszych regionów Polski, praktycznie nie ma tu bezrobocia, istnieje świetnie rozwinięty przemysł. Lubelszczyzna jest relatywnie biedna, a takich firm jak LW Bogdanka, zatrudniających kilka tysięcy pracowników jest bardzo mało. Znaczenie LW Bogdanka w regionie jest nieporównywalne do roli jaką odgrywa górnictwo na Śląsku, gdzie w 2021 r. odpowiadało zaledwie za 4,8 proc. wartości dodanej brutto, a w tej chwili to pewnie jeszcze mniej.

Liczyliśmy bardzo, iż obecni na posiedzeniu przedstawiciele resortu przemysłu jakoś odniosą się do zarzutów związkowców Bogdanki. Niestety, przeliczyliśmy się.

Urzędnicy nie wyjaśnili w jaki sposób kontrolowany jest poziom kosztów w dotowanych kopalniach. Ze strony resortu przemysłu można się dowiedzieć, iż kontrola dotacji w PGG ma się skończyć w drugim kwartale, ale metodologię kontroli mogliby objaśnić.

Nie odnieśli się w żaden sposób sposób do sprawy ustalania ceny referencyjnej - czy rzeczywiście nie uwzględnia ona zysków, jakie śląskie spółki mają na sprzedaży grubego węgla.

Nie powiedzieli nic o tym czy śląskie kopalnie powinny sprzedawać węgiel poniżej ceny referencyjnej, do której dostają dopłaty. Tłumaczyli, iż popyt na węgiel spada szybciej niż planowano, ale choćby nie próbowali wyjaśnić, dlaczego w takim razie tzw. umowa społeczna nie jest dostosowywana do realiów.

Oczywiście wszyscy znamy odpowiedź – bo politycy się boją, ale urzędnicy w końcu nie są politykami.

Ilona Malik, dyrektor Departamentu Górnictwa w resorcie przemysłu przyznała wprawdzie, iż rozumie iż „system wsparcia niszczy rynek”, ale nie miała nic do powiedzenia, jak temu niszczeniu zapobiec.

Urzędnicy nie odpowiedzieli, jak to jest możliwe, iż od 2022 r. produkcja w PGG spadła o 5 mln ton, czyli o 25 proc., ale liczba zatrudnionych górników o mniej niż 3 proc - z 37 tys. do 36 tys.

Posiedzenie zespołu miało za to element humorystyczny: urzędnicy chcieli tłumaczyć, wcale o to niepytani, dlaczego Bogdanka nie może dostać dotacji, tak jak śląskie kopalnie. Związkowcy z Bogdanki zaczęli niemal chórem krzyczeć: nie chcemy dotacji, chcemy normalnej pracy, poradzimy sobie. – Oni tam na Śląsku chcą żebyśmy na kolanach przyszli po dotacje i likwidację – pieklił się jeden z lubelskich górników.

Romańczuk mówił też o lutowym spotkaniu z minister przemysłu Marzeną Czarnecką, która miała stwierdzić: „nie dopłacamy do węgla, tylko do miejsc pracy”. – W takim razie proponuję, żeby ci ludzie brali pieniądze z dotacji i w ogóle do pracy nie przychodzili, bo takie zarządzanie to jest cyrk. Po co zwozić ludzi na dół, dajmy im pieniądze, oni tylko na to czekają.

Przypomnijmy, iż ponad 10 tys. górników z PGG zadeklarowało chęć wcześniejszego odejścia z pracy i wzięcia odprawy. Resort przemysłu przygotował projekt ustawy, która miała umożliwić program przyspieszonych odejść dla górników, co prawdopodobnie wiązałoby się także z szybszym zamykaniem nierentownych kopalń, bo wreszcie nie miałby kto w nich pracować.

Przyjęcie projektu przed wyborami prezydenckimi okazało się jednak dla rządu zbyt dużym wyzwaniem.

- Co dalej, czas pokaże - stwierdził na posiedzeniu zespołu z rozbrajającą bezradnością jeden z urzędników resortu przemysłu.

Czytaj też: Czy rząd zdecyduje się na reformy w górnictwie jeszcze w tym roku?

Idź do oryginalnego materiału