Czy to już koniec ery Bizona?

8 godzin temu

Kiedy po raz pierwszy w oddali usłyszałem charakterystyczny warkot SW400, wiedziałem, iż nadchodzą żniwa. To był dźwięk lata na polskiej wsi – nieco chropowaty, nierówny, jakby lekko zmęczony, ale jednocześnie dumny i pewny siebie. Jak stary gospodarz, który swoje już zrobił, ale jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

Dziś coraz rzadziej słyszy się ten dźwięk. A jeżeli już, to rzadko z pól, a częściej z podwórka, gdzie Bizon Z056 większość czasu stoi przykryty plandeką, jak emerytowany koń, któremu raz do roku pozwala się przebiec dla sentymentu. Czy to już koniec ery Bizona?

Król naszych żniw

Bizon Z056 – niegdyś najważniejszy gracz na żniwnym boisku. Gdy w latach 70. i 80. wjeżdżał na pole, dzieci przerywały zabawy, kury chowały się w trawie, a sąsiad zerkający przez płot kiwał z uznaniem głową.

Czerwony (najczęściej), kanciasty kolos z Płocka był marzeniem niejednego rolnika i dumą każdej spółdzielni produkcyjnej czy PGR-u. W czasach, gdy import był luksusem, a John Deere’y oglądało się w katalogach, Bizon był nie tylko kombajnem. Był symbolem postępu – polskiego, naszego, zrobionego z tego, co mieliśmy pod ręką. Prawie, bo miał “zachodni” silnik.

SW400, silnik na licencji Leylanda, który w polskich warunkach nabrał charakteru chłopa pańszczyźnianego – mocny, prosty, bez kaprysów. Ten kombajn to moc i charakter. Bez kabiny z obowiązkową skrzynką mineralnej dla ochłody i często z dźwiękiem tranzystorowego radia, w którym rozbrzmiewał festiwal w Opolu albo relacja z żużla.

Bizon jako styl życia

Wielu rolników traktowało Bizona jak członka rodziny. Ile to razy stał w stodole zimą, rozebrany do ostatniej śrubki, żeby „na lato chodził jak zegarek”? Ile razy cała wieś pomagała przy awarii na środku pola – bo gdy Bizon stanął, to żniwa stawały z nim?

Bizon to też szkoła życia. Uczył cierpliwości (przy regulacji klepiska), pokory (przy zapchanym przenośniku pochyłym) i inżynierskiej wyobraźni (gdy trzeba było dorobić uszczelkę z dętki od roweru). Ale przede wszystkim – dawał satysfakcję. Bo jak już zebrał zboże, i jak już się zakurzyło od słomy, to wiadomo było, iż żniwa się udały.

Dziś coraz ciszej

Czasy się zmieniają. Na polach coraz więcej słychać równo mruczących silników Claasów, New Hollandów czy Massey Fergusonów. Kabiny klimatyzowane, ekrany dotykowe, automatyczne ustawienia – wszystko nowoczesne, efektywne, bezobsługowe. I słusznie – bo w końcu praca ma być lżejsza.

Ale gdzieś tam, w cieniu tych nowoczesnych kombajnów, stoi jeszcze stary Bizon. Czasem w użyciu, czasem już tylko jako magazyn na szczury. A czasem jako eksponat – z wypolerowaną blacharką i nazwą „Z056” jak z muzeum techniki.

Nie koniec, a nowy rozdział

Czy to koniec Bizona? Być może tak – jako głównego narzędzia pracy. Ale nie jako symbolu. Bo Bizon to kawał historii polskiej wsi. To dowód na to, iż potrafiliśmy zrobić coś własnego jak na nasze warunki i z naszym charakterem. I choć dziś ten kombajn odchodzi powoli ze sceny, to niech odchodzi z godnością.

Nie wyrzucajmy starych Bizonów na złom. Niech zostaną jako pomniki złotych żniw, jako lekcja mechaniki i rolniczego uporu. A jeżeli ktoś jeszcze go uruchomi w lipcu i puści w pole, niech młodzi zobaczą, iż kiedyś tak właśnie wyglądało lato – z dźwiękiem SW400 i zapachem przegrzanego oleju i pyłu zbożowego w powietrzu.

Bo może era Bizona się kończy, ale pamięć o nim powinna zostać – nie w archiwum, a w sercu rolnika.

Idź do oryginalnego materiału