Ludzie, ratujmy polskich rolników i polską żywność

3 godzin temu

Kiedy ostatni raz fotografowali Państwo odchody? Nie mówię, żeby zaraz własne, ale np. jakiegoś zwierzątka – np. kotka, czy pieska. No właśnie, a rolnicy muszą to robić regularnie jeżeli chcą dostawać kochane pieniążki w ramach tzw. unijnych ekoschematów Wspólnej Polityki Rolnej. Muszą robić zdjęcia obornika – czyli sfermentowanych odchodów zwierzęcych zmieszanych ze ściółką, oznaczyć współrzędne GPS, czyli gdzie to gie jest gdyby jakiś urzędnik chciał je na własne oczy podziwiać, a potem wszystko to z pomocą specjalnej aplikacji przesłać do Agencji Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR). Oni tam z tego albumy robią, czy coś. Na koniec rolnicy jeszcze muszą udowodnić, iż te odchody prawidłowo na polach rozrzucają. Nie będziemy zanudzać cytowaniem unijnej dyrektywy azotanowej, rozporządzeń ministra rolnictwa etc., ale sens jest mniej więcej taki, iż azotany z tego obornika mogą zanieczyszczać glebę i wody, powodować emisję amoniaku do atmosfery więc rolnik musi te odchody sfotografować na dowód, iż się adekwatnie z nimi obchodzi.

Oczywiście można udowadniać, iż bez tego mielibyśmy ufajdane pola i np. nadmierną eutrofizację w rzekach i jeziorach – za dużo glonów. Człowiek naprawdę potrafi napaskudzić, ale pytanie brzmi: czy trzeba aż takiej biurokracji, takiej kontroli, wręcz urzędniczej inwigilacji na pograniczu obsesji, by do tego nie dopuścić.

Na podstanie danych ARiMR i Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi można oszacować, iż papierologia – wysyłanie sprawozdań, załatwienie pozwoleń i dopłat, weryfikacja danych geoprzestrzennych, oznaczanie zwierząt, powadzenie rejestru zabiegów agrotechnicznych (RZA), ewidencji nawożenia, raportów środowiskowych, wybór ekoschematów etc. – zajmuje polskiemu rolnikowi do 200-250 godzin rocznie. To można przeliczyć na ponad miesiąc pracy, a choćby na 1 dzień w tygodniu na dodatek uwzględniając, iż nie ma urlopów ani świąt. Za to wszystko musimy zapłacić w cenie żywności plus z podatków urzędnikom, którzy robią albumy ze zdjęciami odchodów i przy pomocy satelity śledzą czy krowa w szkodę wlazła.

Samych inspekcji kontrolujących żywność mamy 4 – Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS), Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORIN), Państwowa Inspekcja Sanitarna (PIS) oraz Inspekcja Weterynaryjna (IW) i to nie Unia kazała nam je wszystkie pozakładać. Gdyby je scalić to byłaby jedna, ale i prezes byłby jeden, a nie czterech jak jest teraz, a wiadomo: działaczy tak dużo, a stanowisk tak mało.

To z takich m.in. powodów Warsaw Enterprise Institute we współpracy z ekspertami rolnymi, opublikował raport „Pakiet dla wolności rolnictwa”, w którym przedstawiono rządowi i instytucjom państwa 21 konkretnych propozycji deregulacyjnych. „Ich celem jest radykalne ograniczenie biurokracji, zwiększenie dochodowości gospodarstw i wzmocnienie konkurencyjności polskiego rolnictwa na arenie międzynarodowej… Nadszedł czas, by traktować rolników jak przedsiębiorców, a nie petentów systemu, który zamiast wspierać rozwój innowacji, mnoży absurdy administracyjne” – pisze WEI.

Jak przyszła odpowiedź na petycję ? Nie da się.

„Stanowiska ministerstw często nie dotykają istoty problemów i świadczą o ograniczonym zrozumieniu dla celów deregulacji. Jak wskazują eksperci WEI opinie są wydawane bez widocznej koordynacji, a każdy resort odnosi się wyłącznie do wąskiego wycinka propozycji, który leży w jego kompetencjach. Brakuje całościowego, strategicznego spojrzenia na pakiet jako spójną reformę” – podaje WEI.

No więc póki co nie da się zrobić tak, by mały, przenośny wiatrak o wysokości 10-15 metrów, który miesza powietrze, podnosi temperaturę przy gruncie, przez co zapobiega przymrozkom i redukuje straty na plantacjach i w sadach choćby o 50–70 proc., nie był traktowany jak turbina wiatrowa – monstrum o wysokości 150 metrów. A przecież premier Tusk obiecuje wielką wiatrakową ofensywę.

Albo, by małego drona używanego do oprysku nie traktować tak jak samolotu, czy śmigłowca. Straszna rzecz się stanie jak rolnik nie będzie prowadził rejestru kur. Kurczak się wykluje to trzeba go rejestrować, a jak po 2 dniach zdechnie, to trzeba go wyrejestrować.

Jak tak dalej pójdzie to niedługo nie będzie polskich rolników i polskiej żywności. Średni wiek rolnika w Polsce to ponad 50 lat. Młodsi nie chcą wchodzić w tę mordęgę. Doprowadzimy do wymarcia całych wsi jak we Francji, Hiszpanii czy Włoszech i wykreujemy gigantyczne problemy społeczne. Tymczasem rolnicy dają nam 3 proc. PKB i eksport na poziomie 52 miliardów euro rocznie. Całe dekady zajęło budowania wspaniałego wizerunku polskich produktów rolnych a teraz możemy to wszystko zmarnować. Nie będzie polskiej kury czubatki czy zielononóżki tylko same brojlery z Argentyny.

Ludzie, za chwilę nam Mercosur na głowę się zawali, a polscy rolnicy muszą zajmować się takimi bzdurami. Ratujmy ich i siebie i podpisujmy petycję: Uwolnijmy polskich rolników od biurokratycznej pańszczyzny. Stop nadregulacji rolnictwa.

Nie wolno nam ich zostawić, pozwolić by sami konkurowali z wielkimi światowymi korporacjami żarcia i walczyli z polską i unijną klasą urzędniczych jaśniepanów.

Idź do oryginalnego materiału