Niemiecki sadownik ma łatwiej
Produkcja alkoholi z owoców w Niemczech jest znacznie bardziej zliberalizowana niż w Polsce. Chociaż gospodarstwa sadownicze muszą spełnić określone warunki i uzyskać wpis do odpowiedniego rejestru, później mogą liczyć na ułatwienia i wsparcie państwa. Przepisy w Polsce są skrajnie skomplikowane i, mówiąc wprost, czasem wręcz wrogie względem małych przedsiębiorców.
Ponadto wina owocowe w Niemczech nie mają banderoli akcyzowej (zob. galerię poniżej). Powód jest prosty: trunki wyprodukowane w ramach gospodarstw są zwolnione z akcyzy. Na takie ułatwienia nie mogą liczyć sadownicy w Polsce. To nie wszystko – nasz rząd planuje podnieść akcyzę na cydr.
Destylaty owocowe również nie mają banderoli. Wynika to z faktu, iż producent płaci akcyzę bezpośrednio, a nie poprzez fizyczne, papierowe banderole. Tak czy inaczej, przez cały czas mówimy o ułatwieniach. Jest to rozwiązanie efektywniejsze i tańsze. Oszczędza też państwo, ponieważ rezygnacja z fizycznych naklejek oznacza mniej biurokracji.
Dzięki temu w lokalnych sklepikach, szczególnie na południu Niemiec, konsumenci mogą bezpośrednio kupić takie produkty. Jak na niemieckie zarobki, ich ceny są bardzo konkurencyjne. Wina owocowe kosztują w detalu najczęściej od 3 do 8 euro za butelkę (13–34 zł za 0,7 l). Destylaty o mocy od 40 do 60 % kosztują 14–20 euro (60–85 zł za 0,5 l). Takie ceny bez wątpienia byłyby akceptowane także przez polskich konsumentów.


Potrzebujemy wolności gospodarczej!
Po wizycie na targach expoDirekt w Karlsruhe nie mamy wątpliwości, iż potrzebujemy takich samych ułatwień w Polsce. Czy możemy zliberalizować produkcję win owocowych i destylatów? Oczywiście, iż tak! Przecież funkcjonujemy w ramach tej samej Unii Europejskiej. Problem w tym, iż wówczas „nadepniemy na odcisk” branży piwowarskiej i spirytusowej, a dokładnie największym korporacjom.
Co mamy dziś w Polsce? Skrajnie nieprzyjazne przepisy. Najlepszym przykładem niech będą śliwki. Tani surowiec z Polski kupują słowackie i czeskie destylarnie, a gotowe produkty z wartością dodaną trafiają później z powrotem do Polski. Problem w tym, iż nie zarabia na tym ani polski przedsiębiorca, ani Skarb Państwa, ponieważ akcyzę i podatki tamtejsze firmy płacą w swoich krajach. Widzimy także reklamy firm z południa kierowane do polskich klientów. To najlepszy dowód, iż dostrzegają potencjał naszego rynku. Szkoda tylko, iż nasi rządzący go nie zauważają…



2 godzin temu














