Tylko 42 proc. polskich rolników wierzy, iż przetrwa najbliższą dekadę. Co zrobić, aby polski rolnik przetrwał, ale też miał poczucie, iż jego praca ma znaczenie dla Brukseli? – na te pytania starają się odpowiedzieć Czesław Siekierski, Jerzy Plewa, Katarzyna Smyk, dr Paulina Sobiesiak-Penszko oraz rolniczka Monika Styczek-Kuryluk.
Odpowiedzią Komisji Europejskiej na protesty rolników przeciwko Europejskiemu Zielonemu Ładowi i tzw. autonomicznym środkom handlowym (ATM) jako metodzie wsparcia Ukrainy stał się dialog strategiczny o przyszłości rolnictwa. Na podstawie wypracowanych wniosków podjęto szereg działań mających na celu zdjęcie z producentów żywności części obciążenia związanego z biurokracją, kontrolami i wymaganiami środowiskowymi.
W kwietniu KE przedstawiła tzw. wizję dla przyszłości rolnictwa, zakładającą większy nacisk na konkurencyjność i bezpieczeństwo żywnościowe, a także więcej zachęt dla rolników i dostosowanie norm importowych. Komisja powołała też Europejską Radę ds. Rolnictwa i Żywności (EBAF). Jej celem jest promowanie dialogu, zaufania i współpracy pomiędzy wszystkimi interesariuszami sektora rolno-żywnościowego.
Ponadto realizowane są prace nad pakietem uproszczeń Omnibus III, który – jak podaje Rada UE – ma „zwiększyć konkurencyjność europejskiego rolnictwa poprzez ograniczenie biurokracji, wspieranie rolników, w tym małych i nowych gospodarstw, zachęcanie do innowacji i pobudzanie produktywności”. W ubiegłym tygodniu wstępne stanowisko w tej sprawie uzgodnili negocjatorzy z ramienia Rady UE i Parlamentu Europejskiego. – Musimy ułatwiać prowadzenie gospodarstw rolnych w Europie, tak by sektor rolnictwa mógł się rozwijać i by był silniejszy, a tym samym – bardziej konkurencyjny – mówiła reprezentująca duńską prezydencję w Radzie UE tamtejsza minister ds. europejskich Marie Bjerre.
Ponadto od 29 października 2025 r. obowiązuje nowa umowa handlowa UE z Ukrainą (DCFTA), która zastępuje wcześniejszą, jednostronną liberalizację handlu. Umowa przewiduje powrót do zasad handlu z Układu Stowarzyszeniowego między UE a Ukrainą. Porozumienie wprowadza cła na niektóre produkty i zakłada stopniowe dostosowanie ukraińskiego rolnictwa do standardów unijnych. Zakłada też wzmocnioną klauzulę zabezpieczającą. Będzie ją można uruchomić w przypadku stwierdzenia w którymś z państw członkowskich UE poważnych zakłóceń w funkcjonowaniu rynku na skutek importu produktów rolno-spożywczych z Ukrainy.
Kroki te, jakkolwiek istotne w kontekście odbudowania zaufania rolników, są zaledwie małą częścią rozwiązania głębszych, strukturalnych problemów produkcji rolnej w Polsce i Unii Europejskiej.
Jak wzmocnić potencjał małych gospodarstw, na których opiera się polskie rolnictwo? Czy zmiana struktury unijnego wieloletniego budżetu uderzy w polskich rolników, a może nie jest to taka zła zmiana, jak się ją przedstawia? I jak sprawić, by polscy rolnicy mogli skutecznie konkurować na światowych rynkach? Nad tym zastanawiali się uczestnicy konferencji EURACTIV.pl „Przyszłość polskiego rolnictwa w Unii Europejskiej”.
Wyczerpała się przewaga konkurencyjna
– Jesteśmy w newralgicznym momencie. Wyczerpała się dotychczasowa przewaga konkurencyjna polskiego rolnictwa, przede wszystkim przewaga cenowa. Dotychczas mieliśmy niskie koszty produkcji i dlatego mogliśmy konkurować cenowo – zauważył na konferencji dr Jerzy Plewa, były dyrektor generalny ds. rolnictwa KE, ekspert Team Europe Direct.
Dziś rolnicy mają do czynienia z szybkim wzrostem kosztów produkcji, w tym siły roboczej, który wpłynął na cenę polskich produktów, a co za tym idzie, na konkurencyjność. – A nasze rolnictwo nie pozostało do tego stopnia rozwinięte, abyśmy byli w stanie konkurować jakością – wskazał Plewa.
Nie zgodził się z tezą, iż problemy polskiego rolnictwa ograniczają się do polityki UE, zwłaszcza Europejskiego Zielonego Ładu czy zawieranych przez Unię umów handlowych, takich jak ta z Mercosurem czy Ukrainą.
Według niego większość problemów bierze się z niewykorzystania instrumentów, które mamy w swoich rękach. Plewa zwrócił uwagę, iż Wspólna Polityka Rolna zmienia się w kierunku coraz większych kompetencji państw członkowskich UE, co pozwala im dostosować wsparcie dla rolnictwa do warunków regionalnych. – Za tym idzie jednak także więcej odpowiedzialności – podkreślił.
– Z moich obserwacji wynika jednak, iż większość polityków wykorzystuje te większe kompetencje do celów politycznych, bo ponad 1,3 mln gospodarstw rolnych w Polsce przekłada się na sporo głosów – zauważył.
Były minister rolnictwa Czesław Siekierski, zgadzając się w tym również z dr. Plewą, uznał za błąd przesunięcie aż 30 proc. środków z II filaru (PROW) na płatności bezpośrednie w kończącej się unijnej siedmiolatce (Wieloletnie Ramy Finansowe). Miało to na celu wyrównanie dopłat z tymi przyznawanymi w państwach zachodnich, ale musiało przełożyć się na ograniczenie środków na inwestycje modernizacyjne.
Siekierski przyznał, iż sam jest zwolennikiem ograniczenia dopłat do inwestycji na rzecz innych instrumentów finansowych, takich jak niskooprocentowane kredyty, które pomogłyby większej grupie rolników w większym stopniu kierować się rynkiem.
– Gdy wsparcie opiera się przede wszystkim na dopłatach, trafia do nielicznych. Instrumenty finansowe miałyby bardziej masowy charakter, wywołałyby większe zmiany rynkowe – ocenił.
Brakuje głosu rolnika

– Głosu rolnika dzisiaj nie słychać. Wybieramy na swoich przedstawicieli polityków, którzy zupełnie nie reprezentują naszego stanowiska – zwróciła uwagę. Według niej absurdalne regulacje nie pozwalają dzisiaj rolnikom prowadzić gospodarstw tak jak dawniej – w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem i wyznawanymi wartościami.
– Następnym razem, gdy będą państwo podejmować decyzje, proszę się zastanowić, czy decyzje te nie godzą w wartości grup, którym w teorii mają one służyć. To te wartości powinny być na pierwszym miejscu, a nie polityka – podkreśliła.
Jak zaznaczyła, jeżeli zniszczy się polskie rolnictwo, to jego odbudowanie będzie w przyszłości trudne albo wręcz niemożliwe. – We Francji wyniszczono część terenów rolnych. Kiedy później próbowano odbudować tam produkcję rolną, nie dało się tego zrobić – zauważyła.
Mali rolnicy stoją na straży bezpieczeństwa żywnościowego
Prezeska zarządu Instytutu Strategii Żywnościowych Grunt dr Paulina Sobiesiak-Penszko, powołując się na swoje rozmowy z przedstawicielami środowiska rolniczego i prowadzone badania, zaznaczyła, iż w grupie tej dominują poczucie braku stabilności i bezpieczeństwa. Niepewność wpływa na stan psychiczny rolników, ale również rodzi napięcia społeczne i polityczne, wskazała.
Zwróciła uwagę, iż sytuację rolników pogarszają kryzys klimatyczny, który zmienia warunki pracy, jak również niepewność związana z umowami handlowymi, jakie Unia Europejska podpisuje z innymi krajami i blokami, takimi jak Ukraina czy Mercosur.
Wskazała też na dane organizacji More in Common Polska, według których jedynie 42 proc. polskich rolników wierzy, iż przetrwa najbliższą dekadę. – To dość wstrząsające statystyki. Rolnicy sami nie wierzą w to, iż uda im się przetrwać na rynku. Dlatego transformacja polskiego rolnictwa ma najważniejsze znaczenie – oceniła.
Zastrzegła też, iż choć definiując sukces bądź porażkę rolnictwa najczęściej myśli się o rolnictwie eksportowym, to w Polsce sektor rolny opiera się na małych, rodzinnych gospodarstwach, których średnia wielkość wynosi 11,59 ha. Jej zdaniem w tej chwili brakuje pomysłu na te gospodarstwa, mimo iż są one fundamentem bezpieczeństwa żywnościowego naszego kraju. – Niestety w systemie, który premiuje niską cenę, wypychają je więksi gracze – zauważyła ekspertka.
Jak powiedziała, koszty społeczne i środowiskowe rolnictwa szacuje się w tej chwili na prawie 13 bln dolarów, a wzrost temperatury o każdy 1°C oznacza spadek plonów o jedną dziesiątą.
Według analityczki rolnictwo intensywne, przemysłowe, na które Polska postawiła w ostatnich dekadach, niszczy ekosystemy i może niedługo zagrażać produkcji wysokiej jakości żywności. Tu Sobiesiak-Penszko widzi potencjał dla mniejszych gospodarstw i ich rozwoju.
W jej opinii częścią rozwiązania jest tworzenie lokalnych rynków zbytu w miastach w samorządach lokalnych, co jednocześnie zaspokoi potrzebę mieszkańców miast dostępu do zdrowej żywności i zapewni rolnikom rynek zbytu i krótkie łańcuchy dostaw.
KE: Jesteśmy po stronie rolników
– Rolnictwo to strategiczny obszar w polityce Unii Europejskiej – podkreśliła dyrektorka Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce Katarzyna Smyk, zwracając uwagę, iż jest to sektor, w którym pracuje znaczna część europejskich obywateli. w tej chwili rolnictwo i sektor rolno-spożywczy generuje w UE 900 mld euro rocznie i utrzymuje około 30 mln miejsc pracy.
Smyk porównała bezpieczeństwo żywnościowe do walki z kryzysem energetycznym. – O ile w kwestii importu energii i metali rzadkich uzależniliśmy się od niestabilnych partnerów, tak w przypadku rolnictwa jako Europa jesteśmy potęgą i jest to ogromna wartość, którą chcemy chronić i wspierać – zapewniła.
Podkreśliła jednak, iż Komisja Europejska zdaje sobie sprawę z problemów europejskiego sektora rolnego, takich jak rosnące koszty produkcji, ekstremalne zjawiska pogodowe będące skutkiem zmian klimatu czy skomplikowane otoczenie geopolityczne, gdzie rolnictwo jest elementem zawieranych przez UE umów handlowych.
Wśród zmian, które powinny się dokonać po stronie unijnych instytucji, wymieniła też zmianę języka. – Działania są bardzo ważne, ale rolnicy muszą uwierzyć, iż stoimy po ich stronie – stwierdziła.
Przypomniała, iż wspomniana wizja KE dla przyszłości rolnictwa była jednym z siedmiu priorytetów dla przewodniczącej Komisji Ursuli von der Leyen na nową kadencję. Wizja ta, podobnie jak dialog strategiczny i rada EBAF, są częścią działań KE na rzecz poprawy konkurencyjności i wzmocnienia odporności europejskiego rolnictwa, oznajmiła Smyk. – Chcemy budować sektor rolny, w którym Europejczycy mogą bezpiecznie pracować i zarabiać – zaznaczyła.
Wskazała przy tym, iż rolnictwo wiąże się z takimi obszarami unijnej polityki, jak zrównoważony rozwój, w odniesieniu do którego konieczne będzie wypracowanie pewnych kompromisów, jak i cyfryzacja, która nie może pominąć przemysłu rolnego.
Odnosząc się do pakietu Omnibus III, Smyk podkreśliła, iż ma on na celu zmniejszenie obciążeń związanych z biurokracją zarówno dla rolników, jak i dla instytucji, co, jak wskazała, jest też formą okazania zaufania dla rolników.
Rolnictwo nie wygra z przemysłem?
W lipcu Komisja Europejska przedstawiła projekt Wieloletnich Ram Finansowych na lata 2028-2034. Propozycją, która najbardziej podzieliła zarówno unijne instytucje, jak i państwa członkowskie UE, jest zmiana struktury wieloletniego budżetu i stworzenie nowego jego elementu w postaci tzw. krajowych i regionalnych programów partnerstwa.
Programy te pochłoną takie dotychczasowe instrumenty jak fundusze spójności oraz drugi filar Wspólnej Polityki Rolnej, przeznaczony na rozwój obszarów wiejskich. – Perspektywa finansowa dla rolnictwa, którą zaproponowała Komisja Europejska, jest nie do przyjęcia. Drugi filar w zakresie celów finansowania musi pozostać – ocenił Czesław Siekierski.
W ramach nowej perspektywy finansowej KE proponuje też inny nowy instrument – tzw. Fundusz Konkurencyjności, zakotwiczony w przedstawionym w tym roku przez Komisję kompasie konkurencyjności i ubiegłorocznym raporcie o wzmocnieniu konkurencyjności UE, opracowanym przez Maria Draghiego.
Zdaniem byłego ministra rolnictwa fundusz ten nie zrekompensuje jednak rolnikom utraty drugiego filaru WPR. – Rolnicy nie wygrają z innymi sektorami gospodarki w obszarze konkurencyjności o pozyskiwanie środków – zauważył Siekierski.
Podkreślił, iż będzie namawiał rolników, aby przeciwstawiali się przedstawionej przez KE propozycji nowego budżetu, która w porównaniu z poprzednimi Wieloletnimi Ramami Finansowymi jest dla nich o wiele mniej korzystna.
Katarzyna Smyk, odpierając argument, iż propozycja KE nowych Wieloletnich Ram Finansowych jest dla rolników niekorzystna, wskazała, iż Polska pozostaje w niej największym ogólnym beneficjentem budżetu – w ramach narodowych planów partnerstwa ma ona otrzymać 123 mld euro. Ponadto wskazała, iż propozycja ta daje państwom UE dużo większą elastyczność, jeżeli chodzi o wykorzystanie pieniędzy, które do tej pory trafiały na drugi filar WPR.
Jerzy Plewa zauważył z kolei, iż o ile w ramach zmian w strukturze WRF drugi filar Wspólnej Polityki Rolnej włączono do planów krajowych, to na pierwszy filar WPR, w którym to znajdują się środki przeznaczone na dopłaty bezpośrednie dla rolników, przypaść mają 294 mld euro, podczas gdy w obecnym budżecie jest to 291 mld euro.
– To nieduża różnica. Poza tym mówimy dopiero o propozycji budżetu, a nie jej ostatecznej wersji – przypomniał.
Polscy politycy muszą się wykazać
Zdaniem Jerzego Plewy nowy wieloletni budżet UE w formie zaproponowanej przez Komisję Europejską może być dobry dla Polski, ale wszystko zależy od postawy polskiego rządu.
– Chodzi o to, czy nasi politycy staną na wysokości zadania i swoje deklaracje, iż bronią rolników i walczą o ich interesy, poprą czynami – czy przekują je na decyzje, na co wydawać środki w ramach tych narodowych programów partnerstwa. – Być może wystarczy, iż na rozwój obszarów wiejskich trafi 10 proc. z tych 123 mld euro. To byłaby rekordowa kwota dla wsi – zauważył Plewa.
Zdaniem Pauliny Sobiesiak-Penszko sprzeciw wobec nowej struktury budżetu i włączenie środków na rozwój wsi do planów narodowych pokazuje, iż „chyba nie ufamy samym sobie”. – o ile dostajemy większą elastyczność i większe możliwości zarządzania środkami, nie mamy pewności, co się z nimi stanie – zauważyła. “Wolelibyśmy, aby wprost wskazano nam, iż mają one trafić na rolnictwo. Wówczas nie czulibyśmy na sobie aż takiej odpowiedzialności za ich adekwatne zagospodarowanie” – oceniła.
Według niej zmiana struktury unijnego budżetu jest zatem momentem „sprawdzam” dla władz krajowych. – Nie będzie już wymówek, iż mamy takie, a nie inne rozwiązania, bo tak kazała nam Bruksela – podkreśliła.
Małe gospodarstwa: Czy jest sens je wspierać?
Sobiesiak-Penszko zwróciła ponadto uwagę na potrzebę dygresywności płatności, a więc „ustanowienia limitów w płatnościach bezpośrednich w taki sposób, aby lwia ich część nie trafiała do największych gospodarstw”.
– W tej chwili 80 proc. środków trafia do 20 proc. gospodarstw. Nie jest to sprawiedliwe. Dlatego trzeba ustanowić taki limit, by gospodarstwa powyżej pewnego progu nie mogły otrzymać dotacji – zaapelowała.
Innego zdania był Czesław Siekierski. – 80 proc. dopłat trafia do 20 proc. gospodarstw, bo tam jest produkcja, tam jest ziemia, tam jest obszar – wytłumaczył. Jego zdaniem funkcje małych gospodarstw powinny się zmienić, małe gospodarstwa muszą znaleźć miejsce na rynku. Nie da się w małym gospodarstwie produkować tego samego, co w dużym i osiągać dochód. Decyduje skala produkcji – wskazał.
– Nie opowiadajmy więc, iż małe gospodarstwa mają szansę przetrwania w sektorach, w których konkurencję wygrywają duże gospodarstwa towarowe. Nie utrzymamy małych gospodarstw. Ludzie coraz mniej chcą pracować w takich gospodarstwach – uważa były minister.
Paulina Sobiesiak-Penszko uważa jednak, iż w Polsce powinno być miejsce dla różnego rodzaju gospodarstw – i tych, które eksportują całą produkcję, i tych, których znacząca część plonów trafia na krajowy rynek.
– I nie zgadzam się, iż te mniejsze są skazane na zagładę. To zależy od nas – stwierdziła. Według niej dużą rolę w tworzeniu szansy dla małych gospodarstw odgrywają samorządy, które mogą tworzyć odpowiednie polityki żywnościowe, aby maksymalnie skracać łańcuchy dostaw. Ponadto to właśnie samorządy odpowiedzialne są za bezpieczeństwo żywnościowe w sytuacji kryzysowej.
– Ważne jest więc odwrócenie myślenia i zwrócenie uwagi na znaczenie naszej samowystarczalności, zwłaszcza w czasie, gdy tyle mówimy o bezpieczeństwie – wskazała.
Podobnego zdania jest Monika Styczek-Kuryluk, która powołała się na własny przykład. – Choć gospodarstwo ekologiczne, które prowadzimy z mężem, ma 34 ha, więc jest nieco powyżej średniej krajowej, to wciąż mamy tam dużo pracy manualnej. Ale chęci do pracy mamy wiele – wskazała.
Według niej na przeszkodzie efektywnej produkcji rolnej w małych gospodarstwach stoją takie czynniki jak słaba organizacja rolników i ich duży indywidualizm, ale również brak zaufania wobec unijnych instytucji oraz władz krajowych.
– Ja w życiu nie spojrzałam na swoje gospodarstwo jako na czynnik produkcyjny. Dla mnie to ziemia, z którą jestem związana. Produkt wysokiej jakości, jakim są nasze produkty rolnictwa ekologicznego, to tylko efekt uboczny mojej codziennej pracy i tego, iż dbam o moją ziemię. To nie jest cel sam w sobie – zaznaczyła.
Zwróciła również uwagę na silny przyrost klientów wiecznie poszukujących promocji. Jej zdaniem to ślepa uliczka. – jeżeli chcemy żywności, która będzie nas odżywiać, a nie tylko zapełniać nasze żołądki, to nie może ona być tania i wiecznie w promocji – wskazała.
– jeżeli chcemy utrzymać polskie rolnictwo, a zarazem zapewnić, by Polacy byli zdrowi, to potrzebujemy także małych gospodarstw, nie tylko konglomeratów stosujących technologie produkcji, które uniemożliwiają zaopatrzenie nas w żywność wysokiej jakości – zauważyła.
Jak zapobiec odpływowi młodzieży z sektora rolnego?
Nie będzie jednak ani dużych holdingów, ani małych gospodarstw, jeżeli młodzi nie będą chcieli pracować w rolnictwie. – Sytuacja jest dramatyczna. Średni wiek rolników w Unii Europejskiej to 57 lat, natomiast rolnicy poniżej 40. roku życia stanowią tylko 12 proc. ogółu. Dlatego potrzebne są narodowe strategie na rzecz przyszłości rolnictwa – podkreśliła Katarzyna Smyk.
Mówiąc o rozwiązaniach na poziomie unijnym, wymieniła wsparcie dla młodych rolników w wysokości do 300 tys. euro, a także programy finansowe opracowywane przez Europejski Bank Inwestycyjny. Wspomniała również o idei Europejskiego Obserwatorium, która ma zwiększyć przejrzystość rynków, aby zapobiegać spekulacjom i wspierać sukcesje gospodarstw, oraz o elementach szkoleń Erasmus dla przedsiębiorców rolnych.
– Tworzymy ponadto sieć ambasadorów młodzieży wiejskiej, aby promować młody, aktywny wizerunek rolnictwa – podkreśliła.
Może więc nie wszystko jeszcze stracone – jeżeli zapowiadane zmiany faktycznie przełożą się na odczuwalną poprawę sytuacji rolników.


2 godzin temu














