Zbiory i ceny Gali. Na razie wszyscy czekają, aż rynek się ustabilizuje

3 dni temu

Ceny Gali tematem nr 1 w branży

Oczy całej branży skupiają się dziś na Gali. Zaczynamy zbiory, a do sortowni i chłodni trafiają pierwsze dostawy. Zdecydowanie najwięcej miejsca poświęcamy cenom. Tu pojawia się główny temat naszych dzisiejszych rozważań. Rynek jeszcze się nie ustabilizował. Można potocznie powiedzieć, iż „wszyscy czekają i nikt się nie wychyla ”.

– Tak naprawdę, wspomnianą sytuację wyczekiwania obserwujemy co roku. Najwięksi zagraniczni kupcy czekają, aż podaż w Polsce będzie odpowiednio duża, a ceny nieco się obniżą. Nie możemy się im dziwić, ponieważ kupują w okresie jesiennym setki czy tysiące ton. Każdy z nas chce kupić towar w cenie odpowiadającej możliwościom sprzedaży w danym momencie – wyjaśnia Dominik Dobrosz (Platinum Fruits Sp. z o.o).

Następnie eksporter mówi nam o konkurencyjnych cenach Gali z Włoch, do której musimy dostosować nasze oferty. Czy to się nam podoba czy nie, działamy na wspólnym unijnym rynku i często konkurujemy z Włochami na tych samych rynkach docelowych. W tym kontekście warto wspomnieć o imporcie włoskiej Gali do Polski, który był realizowany w drugim i trzecim tygodniu sierpnia. Z drugiej strony jabłka z Polski nie są najtańsze w Europie i to również powinno być odbierane jako pozytywna informacja. Warto tę tendencję utrzymać.

Kiedy ruszy handel i eksport?

– Przed rokiem o tej porze „pełną parą” sortowaliśmy już paskowane klony Gali. W mojej opinii rynek ustabilizuje się w szczycie zbiorów paskowanych sportów, czyli w drugim tygodniu września, a w połowie miesiąca na rynek wejdą najwięksi nabywcy z zagranicy. Wówczas będziemy więcej kupować i zaczniemy eksportować – wyjaśnia przedsiębiorca.

Jak dodaje, importerzy również badają polski rynek i składają już pierwsze oferty. – Kupiec z Libii oferował nam 3,60 zł/kg za Galę od 70 do 80 mm, ale nie byliśmy w stanie kupić w tej chwili jabłek po cenie, która dawałaby nam zarobić i satysfakcjonowała sadownika przy oferowanej przez niego stawce. Oferty z Egiptu są jeszcze niższe – dodaje.

Nasz rozmówca chciałby uczulić sadowników na skazy, które powstały na jabłkach w wyniku przymrozków. To, iż nieliczni odbiorcy akceptują nieduże niedociągnięcia, nie oznacza, iż powinniśmy zrywać takie jabłka. Zdecydowana większość importerów ma porównywalne wymagania jak przed rokiem. – Im więcej jabłek z defektami odrzucimy w sadzie, tym lepiej dla sadowników, sortowni i ogólnej marki polskiego jabłka na świecie – podkreśla Dominik Dobrosz.

Idź do oryginalnego materiału