Zegar tyka, umowy handlowej UE-USA wciąż nie ma. Niemcy chcą decyzji

3 godzin temu
Zdjęcie: Polsat News


Unia Europejska wciąż nie wynegocjowała umowy handlowej z USA. Zegar tyka. Niemiecki kanclerz Friedrich Merz jest zwolennikiem twardego kursu w negocjacjach z Donaldem Trumpem, obawiając się, iż amerykańskie cła zniszczą "perłę w koronie" przemysłu Niemiec, czyli tamtejszy sektor samochodowy - pisze serwis "Politico". Czy uda mu się odwrócić katastrofę?


Dekret Donalda Trumpa o zawieszeniu wyższych ceł na partnerów handlowych, w tym UE - nazwanych przez amerykańskiego prezydenta "cłami wzajemnymi" - wygasa 9 lipca. czasu w zawarcie porozumienia jest coraz mniej.

Kanclerz Niemiec kontra Bruksela. Merz uważa, iż KE źle negocjuje z USA


Zaledwie w tym tygodniu Merz skrytykował otwarcie Komisję Europejską za jej strategię negocjacyjną z USA, którą określił ją jako "zbyt skomplikowaną". Zaapelował przy tym o szybsze tempo rozmów z Amerykanami i większe skupienie na celu.


Serwis "Politico" zauważa, iż wśród europejskich przywódców narasta niepokój, iż ostatecznie UE skończy z 50-procentowymi cłami nałożonymi przez administrację Donalda Trumpa na eksport z państw wspólnoty do Stanów Zjednoczonych. Może się to stać już 9 lipca, jeżeli po obu stronach Atlantyku nie dojdzie do porozumienia. To dlatego na posiedzeniu Rady Europejskiej w Brukseli w dniach 26-27 czerwca unijni przywódcy będą oczekiwać konkretów ze strony KE, która jest organem wykonawczym Unii. W imieniu wspólnoty negocjacje z USA prowadzi Maroš Šefčovič, unijny komisarz ds. handlu i bezpieczeństwa gospodarczego.Reklama
Niedawno własną umowę handlową z USA wynegocjowała Wielka Brytania, która zgodziła się na 10-procentowe cła ogólne, a zarazem wynegocjowała zwolnienie z 50 proc. ceł na stal i aluminium dla pewnej ilości brytyjskich produktów oraz obniżenie ceł na 100 tys. brytyjskich samochodów z 27,5 proc. do 10 proc. W Brukseli przez pewien czas panowało przekonanie, iż UE jako całość wynegocjuje dla siebie lepsze porozumienie z Trumpem - ale teraz, jak informuje "Politico", nastroje nie są już tak dobre.


Friedrich Merz chce obrać twardy kurs w negocjacjach z Trumpem


Niemiecki kanclerz Friedrich Merz jest zwolennikiem twardego kursu w rozmowach z administracją Trumpa. Jak przekonuje, priorytetem powinno być uchronienie przemysłu samochodowego, półprzewodników, przemysłu farmaceutycznego oraz stalowego i aluminiowego w Europie (a w Niemczech w szczególności) - przed cłami, które Donald Trump już ogłosił lub których wprowadzeniem grozi.
Problem w tym, iż właśnie do tych ceł najmocniej przywiązany jest Trump, który wykorzystuje najwyższe stawki taryfowe od czasu Wielkiego Kryzysu lat 30-tych XX wieku, by zmusić producentów do przeniesienia działalności do USA i zlikwidować gigantyczny deficyt handlowy Stanów Zjednoczonych - pisze "Politico", wskazując, iż tegoroczny deficyt handlowy USA z 27 państwami członkowskimi UE w 2025 r. wynosi już 232 miliardy dolarów.


Za postulatami Merza kryje się nieustanna obawa, iż Bruksela może zaproponować szerokie ramy dla umowy handlowej USA skoncentrowane wokół stałej taryfy celnej w wysokości 10 procent na większość popularnych towarów, zamiast zająć się cłami sektorowymi, takimi jak cła na samochody, które szkodzą niemieckim eksporterom.
Twarde stanowisko Merza napotyka jednak dwie przeszkody - po pierwsze, negocjatorzy z ramienia KE już teraz sygnalizują, iż Waszyngton jest gotów zaoferować Europie jedynie drobne ustępstwa, takie jak ograniczone obniżki taryf powiązane z ograniczonymi kwotami, po przekroczeniu których obowiązywać będzie pełna stawka taryfowa. Byłoby to dalekie od zerowych taryf, na które początkowo liczył Merz - i kilka różniłoby się od umowy, jaką z USA wynegocjowali Brytyjczycy.

Niemcy boją się o swoją perłę w koronie. Amerykańskie cła zniszczą ich przemysł samochodowy?


Drugi problem to przemysł samochodowy, przez lata perła w koronie Niemiec. Berlinowi zależy dziś na tym, by uchronić go przed zgubnym wpływem ceł Trumpa. Merz - i niemiecka branża motoryzacyjna - zaproponowali mechanizm, w myśl którego zamiast eksportować pojazdy z Niemiec do USA mogliby sprzedawać na amerykańskim rynku auta produkowane w fabrykach na terytorium Stanów Zjednoczonych (BMW i Mercedes-Benz mają tam wielkie zakłady, które produkują wybrane modele na inne zagraniczne rynki). Nie wiadomo jednak, czy Trump taką ofertę przyjmie. On i jego administracja niechętnym okiem patrzą na to, iż UE eksportuje do Stanów Zjednoczonych 750 tys. samochodów rocznie.


Generalnie w Europie przeważa lęk, iż jakakolwiek umowa wynegocjowana z USA będzie jednostronna - i iż to Unia Europejska będzie musiała iść na większe ustępstwa, co nie spodoba się opinii publicznej w państwach członkowskich.
Christian Forwick, dyrektor generalny ds. zewnętrznej polityki gospodarczej w niemieckim ministerstwie gospodarki, dał do zrozumienia, iż Berlin może zaakceptować ogólne cła, ale nie taryfy sektorowe, które zniszczą m.in. niemiecki przemysł samochodowy. "Politico" cytuje w tym kontekście jego wypowiedź podczas niedawnego panelu Aspen Institute.
"Martwiłbym się raczej o niepewność i nieprzewidywalność tych ceł. (...) jeżeli będziemy zmieniać je co kilka tygodni, firmy prowadzące działalność na rynku transatlantyckim nie będą mogły niczego planować" - powiedział Forwick, wskazując, iż ma na myśli m.in. sektor motoryzacyjny. Jak dodał, zgoda na cła w wysokości 25 proc. lub więcej będzie oznaczać "koniec stosunków handlowych" po dwóch stronach Atlantyku.
Idź do oryginalnego materiału