Jak wynika z analizy brytyjskiego think tanku Chatham House, Rosja próbuje modernizować swój przemysł zbrojeniowy, jednak nie jest w stanie produkować nowoczesnych systemów uzbrojenia. W praktyce korzysta z przestarzałych rozwiązań z czasów sowieckich oraz z komponentów importowanych z Chin, Iranu i Korei Północnej lub pozyskiwanych za pośrednictwem państw trzecich.Reklama
Rosja stara się przekonać świat, iż jej kompleks militarno-przemysłowy ulega modernizacji, podczas gdy w rzeczywistości przeżywa regres - wynika z raportu. Dzieje się tak mimo rekordowych wydatków na obronność, które w tym roku mają osiągnąć aż 6 proc. PKB.
Według raportu, głównymi przyczynami tego stanu rzeczy są zachodnie sankcje, korupcja, słabo funkcjonujący system kontroli jakości, przestarzała infrastruktura, brak koordynacji między poszczególnymi sektorami przemysłu, ograniczony postęp technologiczny oraz niedobory siły roboczej. Dodatkowo eksperci z Chatham Hous twierdzą, iż w nadchodzących latach produkcja zwolni.
Niebezpieczeństwo ze strony Rosji. Co najbardziej grozi Polsce?
Jak zwrócił uwagę dr Aleksander Olech, wykładowca Baltic Defence College i redaktor naczelny Defence24, choćby tak ogromny wysiłek - sięgający 6 proc. PKB - Kreml jest w stanie utrzymać w średniej perspektywie. Wciąż jednak wymaga to od społeczeństwa dalszego zaciskania pasa i ograniczania konsumpcji. Mimo to rosyjski system polityczny jest odporny na presję społeczną i potrafi funkcjonować w warunkach kryzysu.
Jak wskazał ekspert, dzięki współpracy z państwami Azji Centralnej, Kaukazu oraz niektórymi partnerami z Afryki, Rosja skutecznie omija sankcje i zabezpiecza dostęp do części technologii oraz towarów strategicznych.
"Kreml wciąż utrzymuje zdolność finansowania wojny, co pokazuje, iż 'jazda na oparach' jest złudzeniem. Rosja ma mechanizmy pozwalające podtrzymywać to tempo, choć długofalowo cena będzie bardzo wysoka" - podkreślił Aleksander Olech. Pomimo kryzysu w rosyjskim przemyśle wojskowym, Rosja prowadzi nie tylko pełnoskalową wojnę na Ukrainie, ale także działania hybrydowe wymierzone w inne państwa.
Zdaniem Olecha, to właśnie te operacje stanowią w tej chwili największe zagrożenie dla Polski i całego regionu.
"Mówimy o działaniach poniżej progu wojny: sabotażach na infrastrukturze krytycznej, atakach terrorystycznych, użyciu dronów, operacjach grup dywersyjnych, cyberatakach czy prowokacjach politycznych związanych z rzekomymi represjami wobec mniejszości rosyjskich" - wymienił ekspert. Dodał, iż takie scenariusze nie wymagają pełnoskalowej inwazji, a jednocześnie paraliżują instytucje państwa, destabilizują społeczeństwo i dezorientują sojuszników.
Problemy NATO. Gdzie jest "największa luka"?
Jak podkreślił, fundamentalny problem polega na tym, iż Zachód - w tym NATO - nie wypracował mechanizmu szybkiej i jednoznacznej odpowiedzi na działania hybrydowe.
"Pojawia się pytanie: kto w Polsce lub w NATO podejmie decyzję o reakcji? Jak gwałtownie i w jakiej formie? Czy będzie można sięgnąć po wsparcie sojusznicze, skoro formalnie 'wojny' nie będzie? Czy uda się przypisać sprawstwo Rosji i uruchomić mechanizmy obronne, np. artykuł 5 Traktatu?" - wyliczył Olech.
Zaznaczył, iż właśnie w tej sferze Zachód ma największą lukę, bo nie potrafi odpowiedzieć ani sprawnie, ani jednoznacznie. "A to dokładnie ta przestrzeń, w której Moskwa będzie działać, bo działania hybrydowe są tańsze, skuteczniejsze i trudniejsze do odparcia niż klasyczne operacje wojskowe" - przestrzegł.
Możliwości Rosji. Wykazuje dużą "skuteczność"
Zdaniem Mariusza Cielmy, eksperta ds. wojskowości i redaktora naczelnego miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa", pomimo niewydolności przemysłu zbrojeniowego opisanej w raporcie Chatham House, Rosja nie ograniczy się wyłącznie do działań hybrydowych.
"Operacja o ograniczonym zasięgu, przeprowadzona siłami o wyższym poziomie sprawności i gotowości, jest w zasięgu możliwości Federacji Rosyjskiej choćby na obecnym etapie" - przekonywał Cielma. Przypomniał, iż Rosja już wielokrotnie pokazała skuteczność w działaniach na mniejszą skalę.
Przykładem mogą być operacje w Syrii czy krótka interwencja sił szybkiego reagowania w Kazachstanie, przeprowadzona na kilka tygodni przed wybuchem pełnoskalowej wojny na Ukrainie. "W Kazachstanie Rosja wykazała się bardzo dużą sprawnością w przerzucie kilku tysięcy spadochroniarzy i realizacji celów operacji. Kilka tygodni później staliśmy się świadkami blamażu rosyjskich sił zbrojnych na Ukrainie" - przypomniał ekspert.
Jak wyjaśnił Cielma, Rosji nie chodzi o pokonanie NATO na polu bitwy. Przed 2022 r. rosyjskie siły zbrojne nie były do tego przygotowane, a w tej chwili sytuacja nie uległa poprawie. Chodzi raczej o próbę całkowitej destabilizacji wiarygodności Sojuszu poprzez przeprowadzenie operacji o ograniczonej skali w krajach nadbałtyckich. Jego zdaniem, o ile ekipa władzy na Kremlu zdecyduje się na taki "crash test", to zrobi to niezwłocznie po zakończeniu operacji w Ukrainie.
Wynika to z faktu, iż - jak przypomniał - Moskwa utrzymuje armię przede wszystkim składającą się z żołnierzy kontraktowych, którym trzeba płacić choćby 3-5 mln rubli, a nie da się jej utrzymywać przez kolejne lata, bo to i obciążenie finansowe, i wyrywanie ludzi z gospodarki.
"Więc jeżeli Moskwa ma się na to zdecydować, to musi to zrobić, dopóki ludzie ci mają świeże doświadczenie bojowe i są zgrani" - wyjaśnił Cielma, dodając, iż gospodarka też nie może funkcjonować w nieskończoność w trybie takim, jak obecnie, w którym zakłady pracują na dwie 12-godzinne zmiany.
Trzy działania na poprawę sytuacji. Co powinien robić Zachód?
W ocenie Aleksandra Olecha Zachód ma sporo możliwości, żeby zadbać o to, by rosyjski przemysł wojskowy "nie złapał tchu". Wszystkie jednak wymagają determinacji i konsekwencji.
"Po pierwsze - wspieranie Ukrainy. I to nie tylko w obronie, ale w umiejętności rażenia celów wojskowych na terytorium Rosji. To osłabia morale i ogranicza potencjał Kremla. Po drugie - sankcje muszą być rozszerzane nie tylko na samą Rosję, ale również na państwa i podmioty, które pośredniczą w omijaniu ograniczeń. Bez tego każde embargo traci skuteczność" - zastrzegł Olech.
Trzecim wskazanym przez niego działaniem jest zwiększanie zdolności militarnych. Jednak, jak podkreślił ekspert, nie wystarczy wysiłek jednego państwa. Musi to robić cała Europa, inaczej Rosja będzie widziała przestrzeń do dalszych działań. "Trzeba też mieć świadomość, iż obywatele w krajach demokratycznych - w przeciwieństwie do autorytarnej Rosji - nie chcą nieustannie wydawać ogromnych pieniędzy na zbrojenia. Dlatego ten wysiłek musi być wspólny i rozłożony na wszystkie państwa Zachodu, by rozłożyć koszty i wzmocnić wiarygodność odstraszania" - zastrzegł.
Czwartym wymienionym przez niego czynnikiem jest ofensywa informacyjna, czyli pokazywanie i demaskowanie rosyjskich operacji. "Transparentność, budowanie świadomości społecznej i narracyjnej odporności to klucz, bo w wojnie hybrydowej informacja jest bronią równie istotną jak czołgi czy rakiety" - zaznaczył Aleksander Olech.